niedziela, 6 lipca 2014

http://na-krawedzii.blogspot.com/

Zapowiedź
Szkolna elita, którą wszyscy podziwiają i chcą być w jej kręgach. Szóstka przyjaciół, którzy od zawsze trzymają się razem. Wszyscy chcą być tacy jak oni. Szanowani i lubiani, ale nie każdy wie z jakimi problemami się zmagają. Narkotyki, alkohol, seks, zdrada i miłość, która pragnie spełnienia. Przemoc i  bezsilność w trudnych chwilach. Nadopiekuńczy rodzice lub całkowity ich brak. Czy chcielibyście tak żyć, czy na pewno chcecie być tacy jak oni?

Zapraszam! ;)

piątek, 14 lutego 2014

Dziękuję za wasze komentarze pod epilogiem, czytając je prawie się popłakałam. Jesteście moimi najlepszymi czytelnikami. dziękuje! ;*

czwartek, 13 lutego 2014

Epilog

Dwa lata później


-Jestem taka... Podekscytowana! - Zaświergotałam, układając kolejne ubrania w walizce.
-Kolejna przygoda twojego życia, co?  - Zerknęła na mamę, która siedziała na krawędzi łóżka, uśmiechając się delikatnie, ale ja dostrzegałam smutek w jej oczach. Minęły dwa lata, ale ja wiem, że nigdy nie zapomni... Ja też nie zapomnę. Tak wiele razy prosiłam ją, błagałam by poprosiła tatę o powrót, ale nigdy się nie złamała. Nie chciała o tym rozmawiać, ale wciąż o tym rozmyślała, zresztą, jak ja. Brakowało mi dawnej jej, dawnego życia...
-Mam nadzieje, że ta będzie miała szczęśliwie zakończenie. - Szepnęłam. Przeżyłam, Isaac jest ze mną. Jedziemy na studia, ale w tym wszystkim zgubiłam cząstkę siebie, straciłam kawałek mamy i tatę. Ta historia tak naprawdę nie zakończyła się happy endem. Nie dla mnie.
-Skarbie... - Ucięła, jakby szukając słów. - Będę za tobą stęsknić. - Podeszłam to niej i przytuliłam, próbując powstrzymać łzy.
-Nie chce żebyś mieszkała tu sama. - Westchnęła cicho.
-Poradzę sobie. - Pogłaskała mnie po głowie z czułością. - Kończ to pakowanie, bo w końcu wyjdzie na to, że zabierzesz ze sobą cały pokój. - Zażartowała, próbując rozładować napięcie. Mimo chęci nie udało jej się. Wciąż czułam się źle z tym, że wyjeżdżam i zostawiam ją tu. To prawda chciałam się stąd  wyrwać, ale obraz mamy samotnie siedzącej na kanapie, okrytej kocem z książka w ręku nie ułatwiał mi zadania. Kochałam ją, jest częścią mnie, ale ja chyba nie potrafię dłużej żyć w tym domu, w tym mieście. Potrzebuje odnowy. Przyrzekłam sobie, że sprowadzę tatę do domu i to zrobię. Nie pozwolę na ich wzajemne cierpienie. Nie przeze mnie. Zamrugałam odpędzając gorące krople i zerknęła na nią z uśmiechem.
-Nie waż się przerabiać mojego pokoju na domową siłownie. Ja tu wrócę! - Wybuchnęła szczerym śmiechem. Brakowało mi tego dźwięku. Ostatnie dwa lata były dla mnie, jak sen. Dochodząc do siebie, planowałam powrót ojca, przechodząc do tego kryzys z Isaakiem. Nie rozstaliśmy się, żadne w tamtym czasie nie zaproponowała odpoczynku od siebie, ale emocje, które w nas wrzały, powodowały częste kłótnie. Czasami nie miałam ochoty na niego patrzeć, ale wciąż go kochałam. Miłość to dziwna rzecz. Skończyliśmy liceum, ja z wyróżnieniem, plus stypendium artystycznym za wystawę moich obrazów, które stworzyłam w chwilach depresyjnych, a Isaac... A Isaac po prostu skończył liceum. To ja zdecydowałam o wyjeździe na uczelnie, Isaac tylko grzecznie przytaknął. Wiedział, że w tej sprawie ze mną nie wygra. Wybrałam UNF w Jacksonville. Nie chciałam wyjeżdżać na drugi koniec świata, wystarczy mi jeden stan.
-Przygotować wam coś na drogę?  -W glosie mamy brzmiała troska.
-Nie, dziękuje mamo. - Pokiwała delikatnie głową.
-W takim razie zostawię cie samą. - Ucałowała mnie w policzek i wyszła, zamykając za sobą drzwi. To będzie trudna rozłąka. Dokończyłam pakowanie i z ledwością zapięłam drugą z kolei walizkę. Z ponurą miną rozejrzałam się po pokoju. Chciało mi się płakać. Prócz pluszowego misia nie zostało po mnie nic. Jakbym nigdy tu nie mieszkała. Nie chciałam żegnać się z tym miejscem na zawsze, ale gdzieś w głębi czułam niewyjaśniony niepokój, że nigdy więcej tu nie wrócę. Przełknęłam gule w gardle i odwróciłam się w stronę otwierających się drzwi. W przejściu stał Isaac. Wyglądał seksownie i niebezpiecznie w czarnej kurtce i ciemnych jeansach. Zmężniał, a rysy jego twarzy stały się twardsze. Choć zazwyczaj jego zielone oczy były radosne, ja potrafiłam dostrzec w nich trudy sprzed dwóch lat. Oboje się zmieniliśmy i właśnie jego oczy najbardziej mi o tym przypominały. Mogłam w nich utonąć, a czasem bałam się, że zagubię się w ukrytej głęboko otchłani smutku.
-Jak piękna? Gotowa? - Zamruczał, a ja wpadłam w jego ramiona. Z ulgą wciągnęłam jego zapach i odprężyłam się trochę.
-Nie wiem czy kiedykolwiek będę gotowa. - Szepnęłam. Ujął moja twarz w dłonie, kciukami zataczał koła na moich policzkach.
-Skarbie, wiesz, że nie musimy stąd wyjeżdżać. - Pokręciłam przecząco głowa.
-Musimy. Ja muszę. - Ze zrozumieniem, przytulił mnie mocno.
-W takim razie ruszajmy. Sara robi się niecierpliwa. - Wywróciłam oczami.
-Było kupić jej pączki. - Zażartowałam.
-To nic nie dało - Oznajmił z udawanym przerażeniem. - Ta dziewczyna mnie przeraża. - Uśmiechnął się szeroko, odsłaniając białe zęby.
-Słyszałam to dupku. - Z korytarza dobiegł głos rudowłosej.
-Ups? - Spojrzałam na przyjaciółkę z rozbawieniem i na chwile zapomniałam o trapiących mnie obawach. Może wszystko się ułoży. Sara podeszła do nas i pacnęła Isaaca po głowie, a mnie przytuliła.
-Strasznie się guzdrzesz, wiesz? - Skarciła mnie, mierzwiąc mi włosy.
-Wybacz - Odwzajemniłam uścisk. - Możemy się zbierać, ale ktoś musi pomóc mi to znieść do bagażnika. - Wskazałam na walizki i załadowane pudła. Sara spojrzała na mnie z błyskiem w oczach i uśmiechnęła się łobuzersko. Złapała mnie za rękę i pociągnęła w stronę wyjścia.
-Isaac, zajmij się tym! - Krzyknęła i razem zbiegłyśmy po schodach chichocząc i wysłuchują przekleństw Isaaca. To miał być nowy początek.


No więc to koniec... Sama nie moge w to uwierzyć. Spędziłam nad tym blogiem ponad pół roku i bardzo wam dziękuje za wszystkie komentarze, za to że byliście ze mną. :) Pracuje nad drugą częścią, choć nie jestem jeszcze do niej przekonana, mam nadzieje, że wam się spodoba, bo Cora nie będzie tam już główną bohaterką. Zostawiam wam tu link corka-fidem.blogspot.com  do drugiej części. Na blogu na razie znajduje się tylko zapowiedź i bohaterowie (oni mogą ulec jeszcze zmianą). Prolog postaram się dodać jakoś w przyszłym tygodniu, zaczęły mi się ferie, wiec będę miała więcej czasu. No tak to tyle, jeszcze raz dziękuje! ;* <3

środa, 5 lutego 2014

Rozdział 25



''Tak trudno się podnieść, tak ciężko wstać
Gdy tyle wspomnień nie daje spać
I nie ma dnia, nie ma nocy,
Jest ten dziwny strach''




Czułem, jak rósł we mnie rozdzierający ból. To wszystko była moja wina. Miałem ochotę krzyczeć. Nie mogłem skupić się na niczym innym niż Cora. Leżała w moich ramionach z zamkniętymi oczami, ale jej serce wciąż biło, świadczył o tym słaby, urywany oddech, który czułem na szyi. Na jej koszulce powiększała się czerwona plama krwi. Chciałem nią potrząsać i na wrzeszczeć na nią. To była najgłupsza rzecz, jaką zrobiła. Nie mogła umrzeć.
-Cora, skarbie otwórz oczy. - Prosiłem, ale ona nie reagowała. Czułem się okropnie bezsilny. Uniosłem głowę, mrugając by pozbyć się łez. Lily stała z otwartą buzią i przerażeniem malującym się na twarzy. Fidem z wdziękiem schodziła po schodach, uśmiechając się z zadowoleniem. Ona jeszcze nie skończyła. Teraz miała zamiar wykończyć mnie. Zerknąłem na Core i z ciężkim sercem ułożyłem ją na ziemi. Poderwałem się do góry i podniosłem miecz należący do brązowowłosej.
-Szczerze nie spodziewałam się takiego obrotu sprawy.  - Oznajmiła Fidem, zbliżając się do mnie.
-W takim razie czego oczekiwałaś? - Spytałem wlewając w te słowa tyle jadu ile potrafiłem. Mocno chwyciłem rękojeść miecza, jakby tylko on mógł pomóc stać mi na nogach.
-Byłam pewna, że ty tu będziesz leżeć - Podeszła do Cory i szturchnęła ją czubkiem buta. Z ledwością powstrzymałem się przed rzuceniem się na nią. - A teraz to ona umiera. - Mówiła to nie ukrywając satysfakcji. - Ale nie martw się. Zaraz do niej dołączysz.
-Nie byłbym tego taki pewien. - Stanąłem w niewielkim rozkroku, zataczając mieczem koło.
-Nie uda ci się ze mną wygrać. - Oblizała czerwone wargi, uśmiechając się przy tym złowrogo. - Miłość do niej uczyniła cie słabym.
-Mylisz się. Jest wręcz przeciwnie. - Przymknąłem powieki i myślami skupiłem się na Fidem. Nie jest tak potężna, jak się jej wydaje. Wziąłem głęboki oddech i zacisnąłem niewidzialne dłonie na jej długiej szyi. Do moich uszu dotarł zdławiony krzyk. Otworzyłem oczy i z ledwością powstrzymałem uśmiech. Złotowłosa stała ze zdziwienie wymalowanym w oczach, zaciskając wypielęgnowane dłonie na szyi.
-Co ty mi robisz? - Wykrztusiła.
-Nie wiedziałaś co potrafię? Słabo się przygotowałaś. A może w ogóle nie myślałaś, że to na tobie zadziała, co? - Zacieśniłem niewidomy uścisk. - Jak widzisz nie jesteś niepokonana. Sparzyłaś się na własnej pewności siebie. - Zacisnąłem zęby i zrobiłem krok w jej stronę. - Zapłacisz za wszystko co nam zrobiłaś.
-Nie odważysz się mnie zabić. - Z niedowierzaniem pokręciłem głową.
-Niby dlaczego? Zmusiłaś dziewczynę, którą kocham by przebiła się mieczem. Nie zasługujesz na nic więcej niż śmierć. - Uśmiechnęła się okrutnie.
-Już nigdy się nie zakochasz. Nigdy więcej tego nie poczujesz. - Kolejny krok i już dzieliło nas tylko kilka centymetrów.
-Nie, nie poczuje, ale pocieszający jest fakt, że ty nigdy tego nie czułaś - Wycedziłem te słowa przez zaciśnięte zęby. - Mam nadzieje, że po śmierci spotka cie okrutnego. Żegnaj Fid. - Nie dodając nic więcej, przebiłem jej zimne serce mieczem. Z jej ust wydobył się okropny krzyk, rozdzierający bębenki. Poczułem niewyjaśnioną furię. Puszczając rękojeść, sprawiłem, że zaczęła płonąć.  Z nienawiścią patrzyłem, jak płonie i znika. To był już koniec. Byliśmy wolni. Ziemia pod moimi stopami zaczęła się trząść i pękać. Razem z Fidem miał upaść jej świat. Przeniosłem swój wzrok na schody gdzie stała Lily. Wciąż miała ten sam wyraz twarzy i była nieruchoma, choć nie, ona migotała.
-O nie...  - Jej oczy były puste, a przerażenie fałszywe. Zaczęła powoli się rozpływać. Ta Lily nie była prawdziwa. Ta szmata nas nabrała. Poczułem się przegrany, ale odsunąłem to na bok i doskoczyłem do Cory. Z ulgą stwierdziłem, że jej serce wciąż biło.
-Maleńka słyszysz mnie? - Uchyliła powieki i uśmiechnęła się blado.
-Zniszczyłeś ją, prawda? - Kiwnąłem głową, odgarniając włosy z jej twarzy.
-Zniszczyłem, ale musimy stąd uciekać. - Westchnęła ciężko.
-Mogę nas ten ostatni raz teleportować. Bóg chyba jeszcze nie odebrał nam skrzydeł
-Chyba nie, ale muszę go wyjąć. - Wskazałem na miecz tkwiący w jej ciele.
-Śmiało - Powiedziała odważnie. - Nie bój się. - Dodała widząc moje wahanie.Napełniłem płuca brudnym powietrzem i jednym ruchem wyciągnąłem miecz.
-Co to jest? - Zdziwienie w moim głosie było niemal namacalne. W moim ręku spoczywała rękojeść i mały fragment zastawy. Tylko tyle zostało z całej głowni. Cora zachichotała i oplotła rękoma moją szyje.
-Wytłumaczę ci to potem, dobrze? Teraz się stąd zmywajmy. Gdzie Lily?
-To była tylko iluzja. - Poczułem się dziwnie pusty.
-Daliśmy się oszukać - Szepnęła. - Ale z jednej strony to lepiej. Dobrze, że małej nie było tu naprawdę.
-Tak, masz racje. - Z dziką rozpaczą wpoiłem się w jej rozchylone usta.
-Wracajmy. - Wysapała, gdy się od niej oderwałem.
-Tylko nie do twojego domu.
-Czemu?
-Potem ci wytłumaczę. - Powiedziałem ironicznie.

~ ~ ~

Tylko chwile zajęło mi zastanowienie się gdzie nas przenieść. Nie mogłam stworzyć po raz kolejny swojego świata, bo prawdopodobnie nigdy byśmy się już stamtąd nie wydostali. Nie wiedzieliśmy kiedy dokładnie Bóg odbierze nam skrzydła, a przy tym nasze moce. Po tej chwili padło na niewielką plaże na obrzeżach miasta. Kiedyś przyjeżdżałam tu z mamą, gdy chciałyśmy uciec od świata. Nikt tu nie zaglądał. Piasek był miękki, a chłodna woda dawała ukojenie obmywając gorącą skórę. Isaac siedział obok mnie, wpatrując się w morze z niewyjaśnionym wyrazem twarzy. Oparłam głowę o jego ramie i z uśmiechem zamknęła oczy. 
-Wyjaśnisz mi, jak to zrobiłaś? - Spytał cicho, splatając nasze palce u rąk. 
-Pomyślałam, że skoro moge przenosić nas w dowolne miejsce, to uda mi się także z fragmentem miecza. Gdy zaczęłam go w siebie wbijać, wyobraziłam sobie, że miecz się łamie i przenosiłam te fragmenty na rynek, na którym wcześniej się znajdowaliśmy. W efekcie nadziałam się tylko na niewielki kawałek, który nie był w stanie mnie poważnie skrzywdzić. Musiałam udawać, by Fidem się nie domyśliła.
-Ale nie byłaś pewna, że ci się uda. - Drążył. jego głos był dziwny. Otworzyłam oczy i usiadłam na jego kolanach, tak by móc patrzeć na jego twarz.
-Tak, nie byłam pewna. Musiałam zaryzykować.
-Gdyby ci się nie udało. Gdybyś umarła, kawałek mnie umarł by z tobą.
-Och... - Złapałam jego twarz w dłonie, a kciukami zaczęłam gładzić jego blade policzki. - Ale jestem cała. Udało się nam. Jesteśmy wolni.
-Nigdy bym sobie nie wybaczył...
-Isaac to była moja decyzja, rozumiesz? I nie możesz się za nic obwiniać. Żyje. Cieszmy się życiem. - Zagryzł dolną wargę i mocno mnie przytulił.
-Nigdy więcej nie próbuj umierać, nawet na niby. - Zaśmiałam się, wplątując palce w jego włosy. 
-Wiesz, gdy cie zobaczyłam pierwszy raz pomyślałam, że oprócz niesamowitego wyglądu nie wyróżniasz się niczym innym, ale myliłam się. 
-Uważasz, że wyglądam niesamowicie? - Spytał z łobuzerskim uśmiechem. Wywróciłam oczami, ale także się uśmiechnęłam. 
-Masz czyste serce Isaac. Nie spotkałam jeszcze nikogo takiego. 
-Popełniłem wiele błędów w życiu Cora, nie mam czystego serca.
-Wiem, że próbowałeś udawać niegrzecznego chłopca. Czasem nawet było to w tobie fajne, ale ja wiem, jaki jesteś naprawdę. - Trącił mnie nosem wzdychając.
-Chyba nie spróbujesz zepsuć mojej reputacji, co? - Zachichotałam.
-Nawet bym nie śmiała - Zamiast odpowiedzieć, pocałował mnie, błądząc rękoma po moim ciele. - Gdyby ktoś kilka tygodni temu powiedział mi, że będę obściskiwać się z tobą na plaży wyśmiałabym go.
-A widzisz, życie czasem potrafi nas zaskoczyć. - Ha! I to jak. Przytuliłam głowę do jego torsu, wdychając jego zapach.
-Czemu nie chciałeś wracać do mojego domu? - Westchnął.
-Twoja mam poprosiła mnie bym cie stamtąd zabrał i zaopiekował się tobą, jak to wszystko się skończy. - Znieruchomiałam.
-Co? Dlaczego?
-Myślę, że ciężko jej było się pogodzić z myślą, że staniesz się zwykłą śmiertelniczką.
-Ale wciąż jestem jej córką.- Powiedziałam, nie rozumiejąc jej prośby.
-Rodzicom ciężko patrzeć na śmierć dzieci. Ty dorośniesz, zestarzejesz się i odejdziesz, a ona musiałaby na to patrzeć. Gdybyśmy stąd wyjechali mogłaby trzymać się myśli, że żyjesz tam gdzieś szczęśliwa i nigdy nie odejdziesz. 
-To jest głupie. Nie chce opuszczać jej. Co ze szkołą, z Sarą? Nie moge tego zostawić. Jest dorosła, musi sobie z tym poradzić. Wiem, że da rade.
-A ty dasz radę żyć z myślą, że umrzesz szybciej niż ona? - Zagrzebałam ręce w piasku, uśmiechając się do siebie.
-A może kiedyś odzyskamy skrzydła? Po co zamartwiać się przyszłością, kiedy możemy cieszyć się teraźniejszością? Pokonaliśmy Fidem, jesteśmy razem i nie wiem, jak ty, ja jestem szczęśliwa, jak nigdy dotąd. - Głośno wciągnął powietrze i pocałował mnie w czubek głowy.
-Tak, ja też jestem szczęśliwy.

Światła w domu były zgaszone, a na zegarku dochodziła północ. Pożegnałam się z Isaakiem, chciał pobyć sam i weszłam do środka. Nie byłam senna, wręcz przeciwnie kipiałam energią. Miałam ochotę krzyczeć i skakać z radości. Rana po mieczu już nie krwawiła i powoli się goiła czyli Bóg nie odebrał nam jeszcze skrzydeł. W przedpokoju zjadłam buty i weszłam do salonu. Na kanapie przykryta kocem spała Sara. Co ona tu robiła? Nie chciałam jej budzić, ale wystarczyło skrzypnięcie podłogi, by zerwała się do góry. Przez chwilę stała ospała, ale na mój widok uśmiechnęła się szeroko.
-Żyjesz!  Och ty żyjesz! - Rzuciła mi się na szyje i przytuliła mnie mocno.
-Jak widać. - Zaśmiałam się.
-A Isaac? - W jej oczach zamigotał niepokój.
-Żyje. - Z niewyjaśnionego powodu do oczu napłynęły mi łzy.
-Tak się cieszę. - Uścisnęła mnie jeszcze raz i w końcu puściła. Przyjrzała mi się uważnie i dostrzegła krwawą plamę na mojej bluzce. Widząc jej spojrzenie wzruszyłam ramionami.
-No wiesz, małe komplikacje. Gdzie mama?
-Tu jestem kochanie. - Z ulgą spojrzałam za siebie. Mama stała w drzwiach od kuchni.
-Hej. - Szepnęłam i przytuliłam się do niej.
-Och skarbie. - Pogłaskała mnie po głowie.
-Nie mogłam odejść.- Dodałam cicho.
-Spodziewałam się tego  -Ucałowała mnie w czoło. - W końcu jesteś moją córeczką. - Uśmiechnęłam się delikatnie.
-A tata? - Wyraźnie się spięła.- Mamo co się stało? - Przymknęła oczy i wzięła głęboki oddech.
-Kazałam mu odejść.
-Co? - Nie wierzyłam w te słowa.
-Tak będziesz bezpieczniejsza.  Przywrócił mi śmiertelność i teraz będziemy żyły, jak normalni ludzie. - łzy spłynęły mi po policzkach.
-Ale mamo to mój tata. - Mój głos drżał.
-On cie kocha skarbie. Będzie nad tobą czuwał, ale...
-A co z tobą? Kochacie się! - Odsunęłam się gwałtownie.
-Ty jesteś ważniejsza od naszej miłości.
-Nie zgadzam się na to!
-Już podjęliśmy decyzje. O szóstej stracisz skrzydła. Od tej pory będziemy zwyczajne. Tego chciałaś.
-Ale już nie chce! Mamo proszę. - Przy ostatni słowie głos mi się załamał. Zerknęłam na Sarę, ale ona nic nie mogła na to poradzić.
-Wybacz mi kochanie. To dla twojego dobra. - Z tymi słowami weszła na górę i zamknęła się w swojej sypialni. To chyba był jakiś żart. Poczułam, jak przyjaciółka mnie obejmuje. Osunęłam się na ziemie i zaczęłam szlochać. Nie pozwolę im na ta rozłąkę. Wiem, jak się kochają. Jeszcze go tu sprowadzę...


I co o tym sądzicie? :)  

piątek, 31 stycznia 2014

Info!

Jak widzicie Córka Lucyfera powoli dobiega do końca, więc wzięłam się za nowe opowiadanie tu macie link Przepowiednia dusz Zapraszam! :)

czwartek, 30 stycznia 2014

Rozdział 24



Po jego rękach spływa krew
po policzkach strumień rozpaczy łez.
Jej dusza odeszła, martwe ciało pozostało
jego serce krwawą szramą zapieczętowało.





Fidem wybuchnęła śmiechem, a ja tylko zazgrzytałam zębami. Miałam jej dość, a to, że sprowadziła tu Lily było ponad wszystko. Co ona sobie myślała? Nie jest królową całego świata i nie ma takiej władzy. Sparzy się na tym, że tak myśli.
-Uważasz skarbie, że będę z tobą walczyć? - Zapytała chichocząc. Jakbym mogła to bym zmiażdżyła ją wzrokiem.
-Tak. - Wysyczałam przez zaciśnięte zęby.
-Nie rozśmieszaj mnie dziecinko - Posłała mi wyzywające spojrzenie. - Nie po to, to wszystko bym zabiła cie jednym ruchem ręki. - Spojrzałam z niepokojem na Isaaca, ale w jego oczach dostrzegłam to samo co czułam.
-Co masz na myśli? - Spytałam, wciąż mierząc do niej mieczem.
-Będziecie walczyć między sobą. Jeżeli nie, to możecie pożegnać się ze słodką Lily. - Moje serce wykonało bolesne salto. Od razu przeniosłam wzrok na rudowłosą dziewczynkę, beztrosko się huśtającą. Nie chciałam uwierzyć w to, że śmiała wykorzystać ją po to żeby zmusić nas do walki między sobą. Ta kobieta nie miała serca. Wyglądała niczym anioł, a tak naprawdę była demonem.
-Nie możesz... - Szepnął Isaac i ruszył w stronę siostry, ale Fidem szybko go powstrzymała i po raz kolejny rzuciła nim o ścianę.
-Przestań! - Wrzasnęłam i podbiegłam do chłopaka. Z kącika jego ust spływała strużka krwi. Szybko ją otarłam, a potem musnęłam palcami jego policzek.
-Nie zrobi jej krzywdy - Szepnęłam mu do ucha, tak by tylko on mnie słyszał.  - Nie pozwolimy na to, dobrze? - Pokiwał lekko głową.
-Nie chce z tobą walczyć. - W jego głosie brzmiała desperacja.
-Ani ja z tobą. Kocham cie - Nim zdążył odpowiedzieć, pocałowałam go szybko, ale przelewając w ten pocałunek wszystkie swoje uczucia. - A teraz wstawaj. - Dodałam, uśmiechając się. Dźwignął się na nogi i wbił w Fidem śmiercionośne spojrzenie.
-To było wzruszające. - Zakpiła złotowłosa.
-Chciałabyś żeby ktoś powiedział ci, że cie kocha, co? - Włożyłam w te słowa tyle jadu, ile tylko zdołałam. - Ale żaden z nich nawet nie pomyślał o tobie w ten sposób. - Ciągnęłam bezlitośnie.
-Zamilcz!
-To twoja zemsta prawda? Zemsta za to, że nigdy cie nie kochali, że moja mama jest lepsza od ciebie. Nigdy nie byłaś wystarczająca i to cie boli. - Na jej twarzy malowała się wściekłość. Dłonie zaciskała w pięści z taką siłą, że kłykcie jej zbielały.
-Pożałujesz tych słów. - Mimo woli zadrżałam.
-Nie mogę się doczekać. - Isaac złapała mnie za ramię i przyciągnął bliżej siebie.
-Nie możesz nas zmusić do tego byśmy walczyli przeciwko sobie. - Oznajmił chłodnym, ale pewnym głosem.
-Jesteś głupcem jeżeli w to wierzysz - Warknęła i uniosła jedną rękę do góry. - Wystarczy, że kiwnę jednym palcem, a skręcę tej małej istotce kark. Tego chcecie?! - Poczułam, że Isaac się spina. Z ledwością mogłam przełknąć ślinę.
-Nie zrobisz tego. - Szepnęłam.
-Zrobię, a potem pozabijam was. - Obiecała. Przymknęłam powieki i wzięłam głęboki wdech. Co robić? Co robić? 
-Dobrze - Wykrztusiłam. - Będziemy walczyć. - Klasnęła w dłonie i zaśmiała się.
-Tak właśnie myślałam!

~ ~ ~
-Co? - Pogłębiłem uścisk na ramieniu Cory. Nie mogła tego powiedzieć. Nie mogła. Nie stanę przeciwko niej. Nigdy.
-Nie martw się. - Szepnęła, odwracając się w moją stronę. - Damy radę. - Dodała poruszając tylko ustami. - Chciałem nią potrząsać i zapytać się, jak, ale powstrzymałem się, gdy zobaczyłem w jej oczach błysk. Musiała mieć jakiś plan.
-Jak mamy walczyć skoro mamy tylko jeden miecz? - Spytała unosząc broń do góry. 
-Nie martw się o to. - Zapewniła Fidem ze słodkim uśmiechem. Pstryknęła palcami uniesionej dłoni i w jednej chwili nie staliśmy już na rynku tylko na placu wyłożonym czarnym kamienie. Plac otoczony był niskim murkiem a na przeciw stało ogromne zamczysko. U szczytu schodów, które prowadziły do mosiężnych ciemnych drzwi, stał wielki tron połyskujący złotem. Siedziała w nim Fidem, a na schodku niżej klęczała Lily przyglądając się nam z uśmiechem. W moim reku pojawił się miecz, dokładnie taki sam, jaki trzymała Cora, która stała kilka metrów ode mnie. Wokół placu zaczęła zbierać się widmowa widownia. Cora z przerażeniem zaczęła obserwować dusze, które wykrzywiały się w ciekawskich uśmiechach. 
-Co to? - Szepnęła dziewczyna.
-Dusze zmarłych, które popełniły  zbrodnie. - Wyjaśniłem.
-Koniec tego gadania! -Wrzasnęła zniecierpliwiona Fidem. - Zaczynajcie. - Z daleka zabrzmiał dzwon.Ten dźwięk przeszył mnie na wskroś. Brzmiał, jak wyrok śmierci. 
-Tez cie kocham. - Wyszeptałem w stronę Cory. Brązowowłosa uśmiechnęła się pokrzepiająco i zaczęła krążyć, mocniej ściskając rękojeść miecza. Dołączyłem do niej i po chwili tańczyliśmy taniec śmierci. Z uwagą obserwowałem każdy jej ruch, nie chciałem zacząć pierwszy. Cora obróciła miecz w ręku i cięła ostrzem powietrze. Potem jeszcze raz i jeszcze, aż w końcu zaatakowała. Z łatwością odskoczyłem w bok a nasze miecze zderzyły się z głośnym hukiem. Na twarzy dziewczyny pojawił się łobuzerski uśmiech. 
-Nie bądź mięczakiem. - Zażartowała. Nawet w takiej chwili potrafiła mnie rozbawić. Pchnąłem ostrze w jej stronę, a ona odpowiedziała tym samym. Ciągle wykonywaliśmy te same ruchy, byleby się nie skrzywdzić, ale Fidem chyba to się nie spodobało.
-Przestańcie się bawić! - Wrzasnęła. Wziąłem głęboki wdech, by się uspokoić, a w tedy ostrze Cory trafiło w moje ramie. Głośno wciągnąłem powietrze i upuściłem miecz. Dziewczyna patrzyła na mnie z przerażeniem.
-Przepraszam. - Wyszeptała. Na pocieszenie uśmiechnąłem się do niej blado i podniosłem miecz, krwawiącą ręką. Wydawał się być cięższy. Dzielił nas teraz może metr, jak nie mniej. Widziałem w jej oczach ból. Nie chciała mnie zranić. Stanąłem pewniej na nogach  i zamachnąłem się lekko. Myślałem, że Cora odskoczy, ale ona niemal wkradła się pod ostrze, które drasnęło jej policzek.
-Co ty robisz? - Syknąłem ze złością. Przytknęła dłoń do rany.
-To musi wyglądać prawdziwie. - Odpowiedziała zachrypniętym głosem. 
-Nie zabije cie. - Powiedziałem ostrzej niż zamierzałem.
-Chyba nie będziesz miał wyboru. - Zbiła mnie z tropu tymi słowami. Stałem nieruchomo, wpatrując się w nią z przerażeniem. Co było jej planem? Przestąpiła z nogi na nogę, rękojeść złapała obiema dłońmi i ruszyła ku mnie ze zbolałą miną. Chciała trafić w moje drugie ramie. Nie trafiła. Odparłem jej atak wytracając miecz z jej rąk.
-Przestań!
-Isaac bądź mężczyzną. - Powiedziała cicho i podeszła do mnie. Czubek miecza wbijał się lekko w jej brzuch. 
-Cora nie bądź śmieszna. - Skarciłem ją z niepokojem.
-Gdy tu podejdzie, zabij ją moim mieczem. - Oznajmiła i nadziała się sztych, który przeszedł przez jej ciało, ocierając się o kości. Z moich ust wydobył się krzyk. Puściłem rękojeść, ale ostrze tkwiło w Corze po płaz i nie upadło. Dziewczyna opadła na kolana. A wokół rozbrzmiał dziecięcy krzyk. Krzyk Lily. Po  brodzie Cory spływała krew. Opadłem obok niej, chwytając ją w ramiona.
-Coś ty narobiła? - Spytałem, czując, jak do moich oczu napływają łzy.
-Proszę, zabij ją.


Proszę nie krzyczcie na mnie. :) To jeszcze nie koniec, następny rozdział powinien pojawić się za tydzień. 

niedziela, 26 stycznia 2014

czwartek, 23 stycznia 2014

Liebster Blog Award


No tak... Dostałam kolejną nominacje! Dziękuję Clove <3



Nominacja do Liebster Blog Award jest otrzymana od innego blogera w ramach uznania za ,, dobrze wykonaną robotę". Jest przyznawana dla blogów o mniejszej liczbie obserwatorów, więc daje możliwość rozpowszechniania. Po odebraniu nagrody należy odpowiedzieć na 11 pytań otrzymanych od osoby, która Cię nominowała. Następnie ty nominujesz 11 osób (informując ich o tym) oraz zadajesz im 11 pytań. Nie wolno nominować bloga, który Cię nominował.

Pytania :)

1. Jak długo już piszesz?
Ponad rok :)

2. Umiesz tańczyć? Co?
Niestety nie umiem :)

3. Twój ulubiony przedmiot w szkolę to...
Stanowczo przerwa :)

4. Gdzie mieszkasz?
Okolice Warszawy :P

5. Masz rodzeństwo?
Tak :)

6. Jesteś typem samotnika czy raczej wolisz towarzystwo?
A to zależy od humoru :)

7. Co myślisz o kanapkach z dżemem i kiszonym ogórkiem? (Hihihihihi) :P
Hmmm bleee xD 

8. Twój ulubiony bohater/ bohaterka książki?
Och nie mogę wymienić jednego, jest ich zbyt wielu :D

9. Ulubiona książka.
Aktualnie Dotyk Juli i Finale :)

10. Masz dziwne pomysły?
Oj czasami :D

11. Wszyscy ci mówią, że jesteś psychopatą? :P
Niee, tylko ci niektórzy :D

Tym razem nominuje tylko jednego bloga:
http://falszywe-przeznaczenie.blogspot.com/

Pytania dla ciebie:

1.Jak masz na imię? :)
2.Masz rodzeństwo? Jeżeli tak to brata czy siostrę?
3.Twój ulubiony film?
4.Twoja ulubiona potrawa?
5.Czemu zaczęłaś pisać?
6.Wolisz słońce czy deszcz?
7. Jeżeli wakacje to góry czy morze?
8.Ile masz lat?
9.Kim chcesz zostać w przyszłości?
10.Jakiego koloru masz włosy?
11. Co lubisz w pisaniu? :)

środa, 22 stycznia 2014

Dostałam kolejną nominacje za co jestem bardzo wdzięczna  Neva ;*
Mimo, że jest ona czwartą nominacją jest dla mnie równie ważna :)


Nominacja do Liebster Blog Award jest otrzymana od innego blogera w ramach uznania za ,, dobrze wykonaną robotę". Jest przyznawana dla blogów o mniejszej liczbie obserwatorów, więc daje możliwość rozpowszechniania. Po odebraniu nagrody należy odpowiedzieć na 11 pytań otrzymanych od osoby, która Cię nominowała. Następnie ty nominujesz 11 osób (informując ich o tym) oraz zadajesz im 11 pytań. Nie wolno nominować bloga, który Cię nominował.


1. Jakie zwierzęta lubisz najbardziej?
Chyba nie ma takiego rodzaju, który bym lubiła najbardziej :)

2. Czemu piszesz bloga o takiej tematyce?
Chciałam stworzyć coś o czym dotychczas jeszcze nie pisałam :)

3. Jaki najlepszy przedmiot w szkole?
Przerwa xD

4. Lubisz pączki?
Uwielbiam <3

5. Masz jakieś szczególne zainteresowania?
Oprócz pisania i czytania, raczej nie :)

6. Co chcesz robić w przyszłości?
Chce zostać psychiatrą i oczywiście pisarką:)

7. Co sądzisz o ludziach, którzy są od czegoś uzależnieni?
Hmm nie wiem czy mogę ich osądzać, bo sama jest od kilku uzależniona :)

8. Teraz trudne pytanie. Co sądzisz o samobójcach?
Są to osoby trochę samolubne, bo nie żyjemy tylko dla siebie, ale także dla innych.

9. Mc czy KFC?
Mc xD

10. Ulubiona piosenka?
Aktualnie ziarecki - inna od wszystkich :D

11. Jaka jest najśmieszniejsza przeczytana przez Ciebie książka?
''Marzenia na miotle'' :)

Tym razem niestety nie nominuje żadnego bloga, bo przy ostatniej nominacji zużyłam swoje zasoby :)

Dziękuje jeszcze raz! ;* Pozdrawiam ;*

sobota, 18 stycznia 2014

Rozdział 23

I choć śmierć czai się w mroku, dumnie unoszę głowię i stawiam jej czoła.
Już się nie boje i już nie szlocham.
Jestem twarda jak skała, a delikatna jak rosa.
I krocze naprzód mając cie u boku.
I nad przepaścią łączymy swe dłonie, czekając na wieczność światła i mroku.




Uderzyła we mnie fala gorąca, prawie zwalając z nóg, jakby ktoś rzucił we mnie kulą ognia. Powietrze było tak ciężkie, że ledwo mogłem oddychać. Ściskając mocniej rękojeść miecza rozejrzałem się w okół, otwierając usta z przerażenia. Tak powinno wyglądać piekło. Stałem na ruinach zamku z czarnego kamienia. Na przeciw mnie rozciągał się nieskończony krajobraz bólu, cierpienia, rozpaczy. W moich uszach rozbrzmiewał przeraźliwy krzyk i szloch. Chciałem stąd uciec. Zrobiłem krok do przodu wdychając opary siarki. Przede mną znajdowały się kamienne schody prowadzące w dół. Ziemia u moich stóp była popękana i jarzyło się z jej dna złoto-pomarańczowe światło przesycone czarnym dymem. Ten cały świat płonął, płonął w głębi. Mimo butów czułem żar, jakbym stąpał po rozżarzonych kamieniach. Każdy następny krok wymagał ode mnie dużo wysiłku. Z każdą chwilą traciłem nadzieje. W oddali rysowało się miasto, także skąpane w ogniu i dymie. Czułem się, jakbym szedł przez pustynie. Z płonącej, popękanej ziemi nie wyrastała żadna roślina. Co nie gdzie leżały uschnięte zwęglone drzewa, wołające o pomoc, na którą dawno było za późno. Mimo krzyków i płaczu nie dostrzegłem ani jednej żywej duszy. Może to tylko moja wyobraźnia? Po czole i szyi spływały mi krople potu, ale dzielnie szedłem przed siebie. Wiedziałem co mam zrobić. Fidem gdzie się ukrywasz? Pokaż się. Powtarzałem te słowa jak mantrę w głowie. Byłem niemal pewny, że ona to słyszy, w końcu jest królową tej otchłani. Nie wiem ile minęło czasu, aż doszedłem do płonącego miasta minuty, godziny? Czułem, że niemal cała wieczność. Miasto otaczał gruby mur z ciemnego kamienia, a za wejście służyła żelazna brama, która była otwarta. Nie zastanawiałem się dwa razy czy przez nią przejść. Mógłbym się jeszcze rozmyślić. Pewnym krokiem wkroczyłem na rynek, otoczony wieloma budynkami. Na środku placu stały dyby, a w nie zakuta młoda kobieta. Jej srebrne włosy spływały kaskadą na ziemie, a po bladych policzkach ciekły krwawe łzy. Nad kobietą stał kat ubrany w czarna szatę z ogromną kosą w ręku. Wokół tej scenerii tłoczyło się mnóstwo ludzi... Nie wyglądali oni raczej jak duchy. Prawie przezroczyści , z lekkością unoszący się nad ziemią. Ich twarze wykrzywiały szaleńcze uśmiechy lub nieme krzyki. Nikt nie zwrócił na mnie uwagi, każdy wpatrzony był w srebrnowłosą.
-Za popełnioną zbrodnie skazuje cie na śmierć i wieczne życie w tułaczce po Abysso - Nagle rozbrzmiał silny kobiecy głos, przesycony odrazą. Z niepokojem rozejrzałem wokół i w końcu ją dostrzegłem. Fidem stała majestatycznie na kamiennej scenie po drugiej stronie rynku. Wyglądała zupełnie inaczej. Była piękna. Zdjęła swoją maskę bestii, ale wiedziałem, że to ona. Tych oczu nie da się pomylić i zapomnieć. Złote włosy falami spływały po jej wyprostowanych plecach i ramionach, sięgając niemal pasa. Ubrana była w czerwoną długą suknie idealnie opinającą jej smukłe ciało. Na wydatnych ustach błądził złowieszczy uśmiech. Wpatrywałem się w nią, jak zaczarowany póki nie rzekła. - Wykonać. - Wtedy kat uniósł kose, a z ust srebrnowłosej wydobył się okrutny krzyk, który za chwile umilkł, gdy ostrze odcięło jej głowę. Z drżącym oddechem zamknąłem oczy, nie chcąc patrzeć na bezwładne ciało. Nie uniosłem powiek, póki na policzku nie poczułem chłodnego dotyku. Natychmiast cofnąłem się o krok. Chciałem być, jak najdalej od Fidem.
-Gdzie twoja ukochana? - Spytała słodko, ale jej oczy wciąż były zimne.
-Jaką popełniła zbrodnie? - Postanowiłem uciec od tematu Cory.
-Zamordowała swojego męża, mój drogi - Odpowiedziała ze śmiechem. - Ale to nie nią powinieneś się martwić, wiesz?
-Nie możesz puścić nas wolno? - Spytałem szeptem z nikłą nadzieją?
-A gdzie byłaby wtedy zabawa? - Uśmiechnęła się szeroko.
-W takim razie zbij mnie, ale zostaw Core w spokoju. - Ton mojego głosu był pewny i silny.
-Miłość jest dla głupców. Nie masz mi nic do zaoferowania. Chce popatrzeć, jak zabijacie się na wzajem.
-Nie masz serca, co? - Wybuchnęła gromkim śmiechem.
-A po co mi ono, gdy mam to?  -Rozłożyła ręce i zrobiła obrót wokół własnej osi. - Mam swój świat, potrzebna mi jest tylko mała rozrywka. Tym razem to będziecie wy. - Pstryknęła palcami i na scenie gdzie wcześniej stała, pojawiła się mała huśtawka, a na niej Lily.

~ ~ ~

-Jak mogłeś?!  -Wrzasnęłam. - Jak mogłeś puścić go samego? - Po policzkach spłynęły mi łzy. Czułam się taka oszukana i wściekła.
-Cora on chciał cie tylko uratować. - Szepnął tata.
-I sam zginie! Nie chce by ocalił mnie kosztem własnego życia! - Nie mogłam powstrzymać swojego krzyku. Co on sobie myślał? Isaac ty idioto!
-Nie możesz go winić.
-Nie winię go - Prychnęłam. - Tylko ciebie. - Jego oczy otworzyły się szerzej. - Mogłeś go zatrzymać. Mogłeś! Czemu tego do jasnej cholery nie zrobiłeś?
-Bo mi także zależy na twoim życiu.
-Nie chrzań! - Chyba zaskoczyły go moje słowa, bo cofnął się o krok. - A teraz czy ci się to podoba,czy nie pójdę za nim, bo go kocham i nie pozwolę mu zginąć.
-Czemu nie chcesz docenić tego co dla ciebie zrobił? - Spytał ostro.
-Bo nie jestem samolubna, ojcze. - Minęłam go bez słowa. W korytarzu wpadłam na mamę.
-Chciałam go powstrzymać córeczko. - Oznajmiła zapłakanym głosem. Westchnęłam cicho i otarłam łzy.
-Dziękuje mamo. - Ucałowałam ją w policzek i zbiegłam do piwnicy. Po Bogu nie było ani śladu. Swój wzrok utkwiłam w połyskującym lustrze. Czemu musiało to spotkać akurat nas? Czemu to my musimy być wyjątkowi? Zadawałam sobie te pytania, ale tak naprawdę wiedziałam, że nigdy nie chciałam być normalna. Nawet za cenę życia. Mocno zaciskając dłonie w pięści, przeszłam przez portal. Nawet jeżeli zginę to niczego nie będę żałować. Widocznie tak miało być.

~ ~ ~

Stałem, jak zahipnotyzowany, wpatrując się w siostrę. Serce niemal mi pękło, gdy na jej usteczkach pojawił się łobuzerski uśmieszek.
-Cześć Isaac. - Przywitała się beztrosko.
-Hej Lil. - Mój głos był ledwo słyszalny. Nie mogłem uwierzyć w to, że ona naprawdę tu jest.
-Pomyślałam sobie... - Zaczęła Fidem, ale zamknęła usta, gdy szybkim ruchem ją spoliczkowałem.
-Dlaczego ona?! - Wrzasnąłem, wytrzymując jej ostre spojrzenie. - Ona nie ma nic z tym wspólnego.
-I tu się mylisz. Jest twoją siostrą. Może być kolejnym pionkiem w grze. - Powiedziała bezczelnie. W tej chwili miałem ochotę wbić jej ten miecz w serce, ale wiedziałem, że to jeszcze nie ta chwila.
-Nie możesz traktować nas, jak zabawek!
-Nie? Jak widać mogę. Tańczycie dokładnie tak jak wam zagram - Pokręciłem głową z niedowierzaniem.  - Odkąd się urodziliście układałam plan.  Wasz los był przesądzony od samego początku.
-Skąd mogłaś wiedzieć, że się spotkamy? - Spytałem szyderczo.
-Mogę wpływać na zachowanie ludzi. - Oznajmiła dumnie.
-Uważasz, że możesz wszystko? Że wszystko ci się uda? Pomyślałaś chociaż raz, że przegrasz tą grę?
-Nie.  Jestem pewna swej wygranej, kochaniutki. - Splunąłem jej pod nogi. W jej oczach zajarzyła się złość. Uniosła rękę tym samym unosząc moje ciało do góry i cisnęła mną o ścianę jednego z budynków. Z sykiem osunąłem się na ziemie, wypuszczając miecz z dłoni. - Nie lekceważ mnie. - Wysyczała. Z odrazą przełknąłem krew, która pojawiła się w moich ustach.
-A ty nie lekceważ nas. - Głos Cory sprawił, że poderwałem się do góry. Za pomocą swojej mocy uniosła miecz, który w mgnieniu oka znalazł się w jej wyciągniętej ręce. Wyglądała, jak wojowniczka. Pierwsza myśl, która zaświtała mi w głowie to kiedy zdążyła się przebrać? Uśmiechnąłem się do siebie, jak głupi. Stoimy w obliczu śmierci, a ja moge tylko wpatrywać się w nią, jak w boginię. Wyglądała seksownie i mrocznie.
-Czekaliśmy na ciebie ślicznotko. - Zaświergotała Fidem.
-Nie mogłaś odpuścić co? - Szepnąłem. Spojrzała na mnie wzruszając ramionami.
-Nie może przecież ominąć mnie takie widowisko - Powiedziała z szerokim uśmiechem, który pobladł, gdy dostrzegła Lily. - Masz racje Fid. Ta mała wygląda groźniej z biczem niż ty w tej swojej czerwonej kiecce. - Mimo powagi sytuacji zachichotałem. Cora zamachnęła się mieczem i wycelowała w Fidem. - Staniesz do walki suko?

I jak? :) Pozdrawiam. :)

sobota, 11 stycznia 2014

Rozdział 22

 To ty pomagasz mi stać i nie zawracać.
To dzięki tobie tu jestem i wciąż idę na przód.
To dla ciebie żyje i życie oddam.
 Tyś moją odwagą, nadzieją i wiarą.





-Oj, kochanie - Szepnęła Sara do mojego ucha, gdy moja głowa leżała na jej kolanach. Opowiedziałam jej o wszystkim co się dzieje, co czuje i o tym, że nie mam pojęcia co robić. Czułam się w tej chwili na miejscu. Sara mimo tego, że nie byłyśmy spokrewnione była dla mnie, jak siostra. Teraz pokazała, że naprawdę moge na nią liczyć. - Nie ma innego wyjścia, jak walka, prawda? - Głos rudowłosej był smutny. Otarłam wierzchem dłoni i łzy i spojrzałam na nią.
-Nie. - Powiedziałam cicho, próbując ukryć drżenie głosu.
-Chciałabym żeby było inne wyjście. - Uśmiechnęłam się delikatnie, próbując ją w ten sposób pocieszyć.
-Ja też. - Pogłaskała mnie po włosach i pocałowała w czoło.
-Wiesz, że nie chce cie stracić? Jeżeli przegrasz dodatkowo skopie ci twój chudy tyłek. - Zaśmiałam się szczerze.
-Będę o tym pamiętać. - Mimo wszystkiego te słowa dodały mi otuchy. Mam dla kogo żyć i nawet Fidem mi tego nie odbierze. Ona nie ma nic. Zastanawiam się, jak to jest nie być przez nikogo kochanym. Nie mieć rodziny, bliskich, przyjaciół. Zapewne szuka rozrywki, by o tym wszystkim zapomnieć. Uśmiechnęłam się do siebie w duchu. Ja i Isaac jesteśmy ponad ją. Mamy siłę, o której ona nawet nie śniła. Mamy miłość. Pokrzepiająca była ta myśl. Z westchnieniem ulgi usiadłam i spojrzałam na przyjaciółkę już z lepszym humorem.
-Chcesz już wrócić do domu? - Spytała z uśmiechem. Pokręciłam głową przecząco.
-Jeszcze nie. Chce pobyć z tobą. Opowiadaj co nowego w szkole.
-Jeżeli chodzi o szkołę to nauczyciele wciąż się o ciebie wypytują, a ja naprawdę nie wiem co im powiedzieć.
-Och - Zrzedła mi mina. - Przykro mi.
-Oj proszę cie - Walnęła mnie poduszką. - Milo się patrzy,jak się denerwują, gdy odpowiadam Nie wiem. -  Wyszczerzyła białe zęby w szerokim uśmiechu.
-Jesteś okropna. - Zaśmiałam się, przytulając poduszkę.
-Wiem. Chodzą o tobie i Isaaca różne ploty. Ludzie mają naprawdę wyobraźnie. - Zmarszczyłam czoło.
-Co takiego mówią? - Nie udolnie próbowała zachować powagę.
-Angela twierdzi, że uciekłaś z Isaakiem i nikt nie wie gdzie jesteście. Inni zaś twierdzą, że ciebie także podpalił i gdzieś zakopał, a policja nie może znaleźć twojego ciała, dlatego milczy - Nie wytrzymałam i wybuchnęłam śmiechem. - Nie śmiej się, oni traktują to na poważnie. Wciąż do mnie przychodzą i pytają o potwierdzenie swoich tez, ale ja tylko smutno oświadczam, że nie moge nic na ten temat mówić. - Z dumą uniosła podbródek. Na jej ustach malował się zwycięski uśmiech.
-Na szatana, gdzie ci ludzie posiali swój rozum? - Gdy rudowłosa chciała odpowiedzieć, w pokoju rozbrzmiał dźwięk jej komórki. Wywracając oczami, wygrzebała telefon spod pościeli.
-Halo?... Tak jest u mnie... Oczywiście... Tak, zaraz jej przekaże... Do widzenia. - Zerknęłam na nią pytająco. - To twoja mama.
-Co chciała? - Spytałam z nie pokojem.
-Prosi byś natychmiast wracała do domu. - Nic więcej nie potrzebowałam. Szybko zerwałam się z łóżka i pognałam w stronę wyjścia.

~ ~ ~

-Isaac proszę cie, nie to miałam na myśli. - Zrozpaczony głos May doprowadzał mnie do szału. 
-Mimo wszystko nie zmienię zdania. - Powiedziałem surowo, nie zerkając na nią. Chce uratować Corę tak samo, jak ona, więc czemu, stara się mnie powstrzymać?
-Ona ci tego nie wybaczy - Te słowa zmusiły mnie, by na nią spojrzeć. Wyglądała, jakby miała się zaraz rozpłakać. - Nie wybaczy ci, rozumiesz? Nie możesz pójść bez niej.
-May, chce ją uratować. Tylko to się liczy. - Odpowiedziałem pewnym głosem.
-Choćbyś miał zginąć? Co da jej twoja śmierć? Wtedy sama będzie musiała uporać się z Fidem, a oboje wiemy, że w pojedynkę żadne z was nie da rady.
-Nie ma jak to wiara, co? - Spytałem kąśliwie.
-Nie wiesz na co się porywasz - Zignorowałem ją. Aż za dobrze wiedziałem. Z głęboki wdechem podszedłem do kominka w salonie. Lucyfer kazał mi tu poczekać. Ethan przygotowywał portal. Chciałem tego. Naprawdę i wierzyłem, że dam radę. Musiałem. Zbliżyłem dłonie do ognia. Poczułem nagły chłód, a moje ciało ogarniał coraz większy niepokój. Chciałem to zrobić już. - Isaac, błagam nie rób jej tego. - Już wiem po kim Cora jest taka uparta. 
-Nie mam wyjścia. - Szepnąłem, wpatrując się w języki ognia. Jak tam będzie? Jak ją odnajdę? Jak zabije? Te wszystkie pytania huczały w mojej głowie.
-Zawsze jest i dobrze o tym wiesz. - Posłałem jej ostre spojrzenie, zaciskając usta w wąską kreskę. 
-Przestań. - Warknęłam. Nie chciałem być chłodny w stosunku do niej, ale nie mogłem ustąpić. W drzwiach pojawił się Lucyfer.
-Gotowe. - Z sykiem wypuściłem, wstrzymywane powietrze. Kiwnąłem głową i ruszyłem za nim, ignorując zupełnie May, która wpatrywała się we mnie błagalnie. W ciszy zeszliśmy do piwnicy. W pomieszczeniu pojawiła się nowa rzecz. Ogromne lustro, którego tafla migotała magicznie.
-Jesteś pewien? - Spytał Bóg, ale brzmiał tak, jakby go to wcale nie obchodziło.
-Tak - Mój wzrok powędrował do miecza. Podszedłem do stołu i musnąłem opuszkami palców jego połyskującą klingę. - Mogę?  - Pytająco popatrzyłem na Ojca Cory.
-Jest twój. - Z pewnością chwyciłem za jego rękojeść i uniosłem do góry. Był lżejszy niż się wydawał. Poczułem, jak przepełnia mnie jego siła. Wyciągnąłem go przed siebie i obserwowałem, jak wygląda w moim ręku. Idealnie pasował do kształtu dłoni.
-Co mam z nim zrobić? - Spytałem, obracając miecz.
-Musisz przebić jej serce.
-Przebić serce - Powtórzyłem, przyswajając te słowa. - Łatwizna. - Zażartowałem słabym głosem.
-Jesteś gotowy? - Spojrzałem na Lucyfera.
-Nie, ale chce to już zrobić. - Uśmiechnął się delikatnie.
-Musisz przejść prze lustro. To portal, który zabierze cie do Abysso- Wziąłem kilka głęboki wdechów i zbliżyłem się do lustra w złotej ramie. -Uważaj na siebie. - Pierwszy raz w głosie Boga pojawiła się troska. - Nie odpowiedziałem, tylko zrobiłem krok do przodu, przekraczając granice do świata Fidem.


Info do Neva :)

Jeszcze nie wiem czy będzie druga część, bo tak naprawdę nie mam jeszcze ukształtowanego do końca zakończenie. :) Miło mi, że przeczytałaś Fatum i Layle i cieszę się, że wywołało to u ciebie takie emocje. :) Jeżeli jesteś zainteresowana to do obu opowiadań jest kontynuacja. :)

Pozdrawiam! ;*

piątek, 3 stycznia 2014

Rozdział 21


Oddam serce w twe rozgorzałe ręce
Oddam swoje życie i duszę
Tylko powiedz kim dla ciebie jestem, że mnie kochasz i nie chcesz nikogo więcej
Sprawię, że uniesiesz się do gwiazd, a potem opadniesz w me ramiona
Tylko powiedz kocham
Powiedz, że jestem tylko ja.




Gdy poczułam znajomy zapach domu, otworzyłam oczy i odskoczyłam od Isaaca, który wylądował na łóżku. Przeniosłam nas do mojego pokoju. Wypuściłam z płuc wstrzymywane powietrze i zaczęłam bezsensu krążyć w kółko, czując na sobie wzrok zielonookiego.
-Co się stało? - Spytał, przyglądając mi się zaniepokojony. Jak miałam mu to powiedzieć? Poczułam, jak po moich policzkach spływają łzy. Tego było za dużo. - Cora? - Zaczęłam oddychać spazmatycznie, na marne próbując się uspokoić.
-Ona nas zabije. Nie mamy najmniejszych szans. - Szepnęłam.
-O czym ty gadasz? Zatrzymaj się na chwilkę. - Nakazał, wstając, ale nie miałam zamiaru go słuchać. Musiałam, jakoś wyładować panujące we mnie napięcie.
-Wkradła się w mój świat. Mój świat! Rozumiesz? Ona jest zbyt potężna. Jednym machnięciem ręki nas sprzątnie. Na szatana... Nie chce umierać. - Poczułam jego dłonie na ramionach.
-Uspokój się! - Jego podniesiony głos sprawił, że zadrżałam. - Dobrze, a teraz mi o wszystkim opowiedz. - Energicznie pokręciłam głową. Chciałam mu się wyrwać, ale jego uścisk był zbyt silny. - Cora, kochanie przestań wariować. - Na słowo kochanie znieruchomiałam. - Wszystko będzie dobrze, tylko opowiedz mi co się stało. Proszę... - Poddałam się i pozwoliłam się objąć. Wciągnęłam do płuc zapach jego ciała, rozkoszując się jego bliskością/
-Miałam wizję... Ona każe nam ze sobą walczyć. - Mój głos drżał.
-To niemożliwe. Nigdy nie stanę przeciwko tobie. - Otarł kciukiem moje łzy. - Wiesz o tym prawda?
-Fidem ma plan. Zniszczy nas.
-Nie pozwolę jej na to. - Był taki pewny tego co mówił. Łamało mi to serce. Odsunęłam się od niego na wyciągniecie ręki i z desperacją spojrzałam w jego szmaragdowe oczy.
-Ona wykorzystuje Lily. Opętała ją, dała jej wzrok, dlatego mała widziała nasze skrzydła. - Znieruchomiał, a na jego twarzy malował się szok.
-To nie może być prawda... - Jego głos brzmiał, jakby dochodził z daleka.
-Chciałabym żeby tak było. - Szepnęłam.
-Nie moge na to pozwolić! Nie może jej skrzywdzić. - Chwyciłam jego dłoń.
-Ona nie chce skrzywdzić jej tylko nas. - Wciągnął z sykiem powietrze.
-To wszystko poszło za daleko. - Przymknęłam powieki, próbując ujarzmić chaos panujący w mojej głowie.
-Przepraszam... - Z tymi słowami wybiegłam z pokoju. Potrzebowałam z kimś porozmawiać. Potrzebowałam swojej przyjaciółki. Nie wymagałam by zrozumiała, ale by mnie wysłuchała. Tego teraz potrzebowałam. W korytarzu wyminęłam mamę, która patrzyła na mnie z troską.
-Cora! - Krzyknęła za mną.
-Później mamo. - Powiedziałam cicho, nie byłam pewna czy mnie usłyszała. Zdyszana wypadłam z domu i stwierdziłam z szokiem, że jest już popołudnie. Nie było nas całą noc i ranek. Mama musiała odchodzić od zmysłów. Obejrzałam się na dom, ale nie zawróciłam. Pewnym krokiem ruszyłam w stronę domku Sary. Miałam nadzieje, że jest w domu. Jaki mamy dzień tygodnia? Oby to była sobota, bo inaczej porozmawiam sobie z drzwiami. Przyjaciółka nie opuszczała szkoły bez powodu... Szkoła... Matko boska. W ogóle nie myślałam o szkole przez ten czas. Ile dni opuściłam? Czekają mnie kłopoty. Z każdym dniem robiło się coraz zimniej, nim doszłam do domu rudowłosej zmarzłam i nawet pocieranie ramion nie pomogło. Nie pewnie podeszłam do drzwi i zapukałam.

~ ~ ~

Patrzyłem w ślad za Corą zastanawiając się czy za nią podążyć. W końcu doszedłem do wniosku, że potrzebuje przestrzeni. Wypuszczając ciężko powietrze, opadłem na krawędź łóżka, wpatrując się w lustro stojące naprzeciwko, w jego tafli pokazała się sylwetka May.
-Gdzie byliście? - Szepnęła, nie przekraczając progu.
-U mojej biologicznej mamy.
-Co się stało? Zaczynam się bać Isaac. - Odwróciłem się w jej stronę.
-Ja też - Pokręciła głową, jakby chciała wyrzucić niechcianą myśl z głowy. Wyglądała tak młodo. Wieczne życie. Nie ma nic bardziej pięknego i przerażającego jednocześnie. - Miała kolejną wizje. - Westchnęła cicho.
-Przez to wszystko niemal przestała rysować. - Zachowywała się, jakby chciała uciec od tematu.
-Walczyliśmy przeciwko sobie.
-Och... To... Fidem to wstrętna zdzira. - Mimo woli zaśmiałem się.
-Przecież jej nie znasz, prawda?
-Chce zabić moje dziecko. To mi wystarczy. - Uśmiechnęła się ciepło. - Zapewne nie wiesz gdzie poszła? - Smutno pokręciłem głową.
-Niestety. - Spuściła głowę, jakby chciała się ukryć.
-Chciałabym żeby nie musiała przez to przechodzić. - Nagle znieruchomiałem, gdy prze moją głowę przeszła paraliżująca myśl. Przecież nie musi. Zerwałem się do góry i nie zważając na ciekawskie spojrzenie May zbiegłem na dół, a potem do piwnicy. Lucyfer i Bóg stali naprzeciwko siebie, mierząc się nienawistnym wzrokiem.
-Broń jest już gotowa. - Powiedział cicho ojciec Cory na mój widok.
-Świetnie. - Podszedłem do stołu i przyjrzałem się mieczowi. Jego blask nasilił się, a czerwień przebijała się złowrogo przez srebro.
-Jutro możecie zaczynać. - Dodał Ethan, nie spuszczając wzroku z Lucyfera.
-Nie - Uciąłem, zerkając na nich. - Pójdę dziś. Sam.
-Oszalałeś? - Wybuchnął Lucyfer, piorunując mnie spojrzeniem.
-Ona nie musi się narażać.
-Nie dasz rady sam. - Powiedział szczerze Bóg.
-Mogę spróbować. - Mój głos brzmiał pewnie.
-I zginąć? Przestań sobie żartować Isaac. - Ojciec Cory wyglądał srogo, ale patrzył na mnie z dziwnym przejęciem. - Nie pozwolę ci na to.
-A ja nie pozwolę jej zginąć. - Moje serce biło, jak oszalałe, ale byłem pewny swego. Mogłem zginąć, byleby ona była bezpieczna. - Proszę, pozwólcie mi na to.


Witajcie kochani w nowym roku, który mam nadzieje zaczął się dobrze. :) Ten rozdział pisało mi się strasznie długo, ale mam nadzieje, że nie wyszedł tak bardzo źle, jak mi się wydaje. :) Myślę, że tak jak wcześniej rozdziały będą pojawiać się pod koniec każdego tygodnia, ale nic nie obiecuje. W każdym bądź razie życzę spóźnionego szczęśliwego nowego roku. Mam nadzieje, że spełnią się wasze marzenia i odniesiecie same sukcesy. Pozdrawiam i do usłyszenia za tydzień. Pozdrawiam! :)