sobota, 28 września 2013

środa, 25 września 2013

Rozdział 6 cz.2




Ocknęłam się, leżąc na zimnej, mokrej, twardej ziemi. W okół mnie zebrało się mnóstwo gapiów, a jeden z mężczyzn kucał obok mnie, sprawdzając mój puls. Jego spojrzenie było niespokojne, przestraszone.
-Nie ruszaj się - Wyszeptał, gdy zauważył, że otworzyłam oczy, Coś było z nim nie tak, coś mi nie pasowało.
-Proszę mnie nie dotykać - Mój głos wydawał się słaby, ledwo słyszalny. Oprócz tępego bólu w biodrze nic mi nie dolegało. Byłam tego pewna. Nie tak łatwo mnie zabić.
-Możesz mieć uszkodzony kręgosłup. Po takim uderzeniu cud, że w ogóle się ocknęłaś - O nie, na pewno nie było tak źle. Lekkie zderzenie. Nic więcej.
-Nic mi nie jest. Proszę mi uwierzyć.
-Karetka już jedzie, leż dziecko spokojnie.
-Nie jestem dzieckiem - Powiedziałam z oburzeniem. Mimo woli mężczyzna uśmiechnął się delikatnie. Kurze łapki w okół oczu mogły świadczyć o tym, że ma ponad trzydziestkę. Lekki zarost dodawał mu jakiegoś uroku. Zielone tęczówki już zaczynały blaknąć, ale wciąż miały w sobie jakiś stary blask.
-Oczywiście młoda damo - Wywróciła oczami i odsunęłam od siebie jego rękę.
-Pan wybaczy, ale ja wiem, że nic mi nie jest - By potwierdzić swoje słowa, dźwignęłam się do pozycji siedzącej, a potem szybko wstałam cicho sycząc, gdy ból nasilił się. Ludzkie ciało miało wady nawet, jak było się pół aniołem. Krzyk zdumienia wydobył się ust podstarzałej kobiety stojącej nieopodal. Zdezorientowana obejrzałam się dookoła i po chwili zrozumiała zaskoczenie ludzi. Miejsce, w którym stałam przed bliskim kontaktem z samochodem znajdowało się jakieś pięć metrów dalej. Musiałam nieźle pofrunąć. Normalny człowiek czegoś takiego na pewno by nie przeżył, a mnie bolało tylko biodro. Spojrzałam na zielonookiego mężczyznę, który wpatrywał się we mnie ze zdumieniem. -Mówiłam, że czuję się dobrze - bąknęłam, zarumieniona.
-To nie możliwe.
-A jednak. Jestem bardzo wytrzymała.
-Powinnaś już nie żyć.
-Jest pan bardzo pocieszający - Posłał mi przepraszające spojrzenie.
-Muszę już iść.
-Powinien zbadać cie lekarz.
-Nie ma takiej potrzeby - Patrzył na mnie z zatroskaniem wymalowanym na szarej twarzy - Proszę mi uwierzyć - Kiwnął głową i pozwolił mi odejść. Podbiegłam do swoich rzeczy i szybko zarzuciłam torbę na ramię. Nie oglądając się za siebie uciekłam od spojrzeń zaciekawionych ludzi. Zastanawiało mnie kto mnie wołał. Przecież nie przesłyszałam się. Gdy wpadłam do domu dyszałam ze zmęczenia, co nigdy mi się nie zdarzało.
-Gdzie ty byłaś? - Usłyszałam szorstki głos mamy z kuchni. Wzdychając weszłam do pomieszczenia, w którym pachniało ciastem pomarańczowym.
-W szkole mamo. Sama każesz mi tam chodzić.
-Masz lekcję do szóstej?
-Już tak późno? - Odwróciła się w moją stronę z rozgniewaną miną.
-Co ci się stało? - Spojrzałam na nią pytająco. Podeszła do mnie i przyjrzała mi się z uwagą. - To krew? - Otarła mój policzek kciukiem.
-Miałam mały wypadek - Uniosła brwi do góry.
-I to tyle cie zatrzymało?
-Byłam w parku. Rysowałam - Oznajmiłam siadając przy stole. Nie stabilnie czułam się na nogach.
-Mogłaś zadzwonić.
-Wiem, przepraszam - Pogłaskała mnie po głowie.
-Zjesz coś? - Schowałam twarz w dłonie, nagle zmęczona.
- Nie dziękuję. Pójdę się położę na chwilę - Mama uśmiechnęła się do mnie usiłując bez skutku ukryć nie pokój.  - Nic mi nie jest mamo.
-Przecież nic nie mówię - Zaczęła mieszać coś w garnku, a ja wyszłam z kuchni i rzuciłam się na kanapę w salonie. Włączyłam telewizor i zaczęłam tępo wpatrywać się w ekran. Z każdą chwilą obraz stawał się mniej wyraźny, a ja czułam, jak narasta we mnie ogromny chłód. Po chwili czułam się jak sopel lodu.
-Kochanie chcesz kawałek ciasta? - Mama patrzyła na mnie z nie małym przerażeniem. - Chyba jednak coś ci jest - Usiadła obok mnie i czule dotknęła mojej dłoni. - Jesteś rozpalona.
-Czuje się, jakby stała w chłodni - Zmarszczyła brwi.
-Chyba powinnam o tym powiedzieć tacie. Nigdy nie chorowałaś.
-Nie. Masz mu nic nie mówić. Za chwile mi przejdzie.

Nie przeszło. Z każdą godziną było coraz gorzej, ale przed mamą udawałam, że jest świetnie. Nie chciałam żeby się martwiła, dlatego rano wstałam z łóżka i ze sztucznym uśmiechem ruszyłam do szkoły. Każdy zapach, i głos drażnił moje zmysły. Miałam szczerą ochotę na kogoś się rzucić i wydłubać mu oczy tak bez powodu. Sary nie było w szkolę. Cieszyłam się z tego, bo nie tylko miałam spokój, ale także nie mogłam na niej wyładować swojej niewyjaśnionej irytacji.  Mimo że świeciło słońce, ja panoszyłam się w grubej bluzie wciąż trzęsąc się z zimna. Wszyscy patrzyli na mnie, jak na wariatkę, a na dodatek czułam się, jakby ktoś siedział w mojej głowie, bez karnie w niej grzebiąc. Jedyne wytłumaczenie, jakie mi się nasuwało było, to że zwariowałam. Stałam oparta o ścianę, przeglądając ostatnie notatki z francuskiego. Jeżeli chodzi o mnie moim zdaniem to piękny język, ale ledwo znałam podstawy. Ile bym nie siedziała nad książkami umiałam się tylko przedstawić.
-Vous avez appris l'importance du dessin? - Podniosłam głowę znad zeszytu.
-Może po angielsku? - Spytałam z irytacją patrząc na Isaaca, który uśmiechał się szyderczo.
-Myślałem, że jesteś pilniejszą uczennicą.
-Myślałam, że jesteś tępym idiotą. Nie myliłam się - Spochmurniał.
-Jesteś nie miła.
-Nie mogę pojąć twoich humorków.
-Nie mam humorków - Zmarszczył czoło, siadając na parapecie.
- Powiedziałeś, że ludzie osądzają cie, mimo że nie znają prawdy o tobie, dlaczego więc ty też ich oceniasz?
-Nikogo nie oceniam.
-Wczoraj powiedziałeś, że mimo, że cie nie wysłuchałam uważam, że jesteś nikim. To nie jest ocenianie? Nie wiesz co o tobie myślę i wiedzieć nie chcesz, ale uwierz mi, że na pewno nie pomyślałam, że jesteś nikim - Oznajmiłam na jednym wdechu. Isaac patrzył na mnie ze zdziwieniem.
-Nie przypuszczałem, że weźmiesz to do siebie. - Zazgrzytałam zębami.
-Nie wziełam tego do siebie.
-To czemu to cie tak złości?
-Ty mnie złościsz.
-Bo mnie lubisz i podobam ci się - Popatrzyłam na niego wielkimi oczami.
-Co proszę?
-Nie zaprzeczysz.
-Oszalałeś! - Krzyknęłam oburzona.
-Widzisz nie zaprzeczyłaś - Wyszczerzył zęby w uśmiechu.
-Bo nie chce bawić się w twoją chorą gierkę.
-To żadna chora gierka tylko mój urok osobisty - Zatrzasnęłam zeszyt i spojrzałam na niego groźnie.
-Nie wiem o co ci chodzi, ale po prostu daj... - Za nim zdążyłam dokończyć zdanie, zeskoczył na ziemie i przycisnął do moich ust swoje ciepłe i miękkie wargi tym samym mnie uciszając...

niedziela, 22 września 2013

Zwiastun nr.2 i informacje



Wiem, że jest już jeden zwiastun, ale lubię bawić się takimi rzeczami, tak więc powstał drugi, który dodatkowo motywuje mnie do pisania. Robiąc sobie takie filmiki wpadają mi nowe pomysły do głowy i nabieram chęci do pisania. :)

Niektórzy nie lubią, gdy na blogu dodawana jest muzyka, a wy co sądzicie? Przeszkadza wam to czy może powinnam ją jednak zostawić? :)

Następny rozdział pojawi się dopiero pod koniec tygodnia. Przepraszam za tak duży odstęp czasowy, ale wiecie brak czasu robi swoje. :)

Chciałam jeszcze podziękować za to, że czytacie i komentujecie. To na prawdę wiele mi daje. :) Dziękuje i Pozdrawiam ;*

wtorek, 17 września 2013

Rozdział 6 cz.1

Mokre włosy przykleiły się do mojej twarzy. Z roztargnieniem odgarnęłam je do tyłu. Siedziałam na drewnianej ławce w parku. Deszcz wciąż delikatnie kropił, ale ja kompletnie nie zwracałam na to uwagi. Wstrzymując oddech, wpatrzona byłam w swój zeszyt.  Udało mi się skończyć w końcu rysunek. Niewielki szkic ołówkiem. Czerń, szarość i odrobinę czerwieni. Krople deszczu, w niektórych momentach rozmazywały kolor, ale nie była to skaza. Raczej nadawało to charakteru mojej pracy. Chłopak i dziewczyna. Stali zwróceni do siebie twarzami. Problem polegał na tym, że tak naprawdę twarzy żadne z nich nie posiadało. Brak oczu, ust, nosa przerażał. Pustka ziejąca szarością. Nie dotykali się, ale gdy patrzyłam na rysunek miałam wrażenie, że niczego więcej nie pragną. Tylko jedno muśnięcie, by poczuć ciepło drugiej osoby. Za nimi rysowało się odległe jezioro i las. Byli obserwowani. Przez cienie czające się w ciemności. Wpatrywały się w nich małymi czerwonymi oczkami.  Chciały zrobić im krzywde. Mówiły to ich szydercze uśmieszki. Pierwszy raz nie mogłam określić czy to jest wizja, czy tylko wybryk mojej wyobraźni.
Osobiście miałam nadzieję, że to drugie.
-Lubisz rysować co? - Na dźwięk znajomego głosu podskoczyłam na ławce do góry, odruchowo zamykając zeszyt.
-Isaac - Warknęłam, karcąc go spojrzeniem.
-Tak. To ja - Usiadł obok, opierając łokcie na kolanach. Miał na sobie szaro-niebieski sweterek, skórzana kurtkę, jasne spodnie i buty do chodzenia po górach przeznaczone tak na prawdę dla tych, którzy po górach nigdy nie chodzili. Wpatrywał się we mnie z tym swoim szalenie seksownym uśmiechem.
-Czego chcesz?  - Spytałam, oblizując suche wargi.
-Naprawdę tak bardzo mnie nie lubisz czy jest jakiś powód, dla którego nie chcesz ze mną rozmawiać?
-Nie lubię cie - Skłamałam. Zauważył to i mrugnął do mnie.
-Tak myślałem.
-Masz jakąś sprawę czy mogę już iść?
-Jakie znaczenie miał twój rysunek? - Spytał przyciszonym, poważnym głosem.
-Co cie to obchodzi?
-Chce wiedzieć - Mówił łagodnie, ciągle na mnie zerkając. Pokręciłam głową z cichym westchnieniem.
-Sama nie wiem - Przyjęłam taką samą pozę, jak Isaac i wbiłam wzrok w opustoszały plac zabaw.
-Nie rozumiesz własnej sztuki? - Prychnęłam.
-Nic nie jest takie łatwe, jak ci się zdaje.
-Nie powiedziałem, że to jest łatwe, ale artysta chyba powinien rozumieć co rysuje.
-Najwidoczniej ja nie jestem prawdziwą artystką - Powiedziałam ze znużeniem. Isaac powodował, że nie czułam się taka pewna. Ogarniało mnie dziwne uczucie, które nie pozwalało na śmiałość. Może to właśnie to powstrzymywało mnie od wyjawienia mu prawdy.

~ ~ ~

Wydawała się smutna. Jej szaroniebieskie oczy niczym ocean, błądziły po malującym się przed nią krajobrazem. Wydawała się inna niż wszyscy. Skryta i tajemnicza. Wiedziałem, że nie tak łatwo mnie dopuści do siebie. Męczyło mnie to okropnie. Chciałem znać jej sekrety, obawy, pragnienia. Już, teraz w tej chwili, ale ona była taka niedostępna, chłodna.
-Widziałem ten rysunek i z czystym sercem mogę stwierdzić, że artystką jesteś na pewno - Powiedziałem, delikatnie się uśmiechając. Spojrzała na mnie, jakby z niemym pytaniem malującym się w oczach. Na jej policzki wkradł się rumieniec.
-Skąd możesz to wiedzieć? - Spytała niepewnie.
-Po prostu mi zaufaj - Prychnęła.
-Żartujesz sobie? - Wzruszyłem ramionami.
-A co jeżeli nie? - Zagryzła wargę, zastanawiając się nad czymś.
-Czego tak na prawdę ode mnie chcesz?
-Niczego. Po prostu lubię spędzać z tobą czas - Zaśmiała się bez krzty humoru.
-No cóż byłam pewna, że po imprezie raczej mnie unikasz - Zacisnąłem szczękę, odwracając wzrok. Była strasznie dociekliwa, szczera aż do bólu i to właśnie mi się w niej podobało.
-Po prostu nie lubię, gdy ludzie osądzają mnie, mimo że nic o mnie nie wiedzą.
-Sam sobie na to zapracowałeś - Prychnąłem z niedowierzaniem.
-A co jeżeli wcale tego nie chciałem? - Spojrzała na mnie spod przymrużonych powiek.
-Nie chciałeś czego? - Z westchnięciem, przymknąłem oczy. Wiedziałem, że to zły pomysł, ale może warto zaryzykować?
-Nie chciałem podpalić tego chłopaka - Otworzyłem oczy z nadzieją. Uchyliła usta, zastanawiając się nad odpowiedzią.
-To dlaczego to zrobiłeś?
-To skomplikowane.
~ ~ ~

-Jasne. Cały świat jest skomplikowany - Z grymasem niezadowolenia, wstałam i rzuciłam mu srogie spojrzenie. - Następnym razem, jak będziesz coś chciał, to zastanów się co to jest. - Poprawiłam torbę na ramieniu i ruszyłam przed siebie.
-Zaczekaj! - Szybko zrównał się ze mną, a zaraz potem zagrodził mi drogę swoim ciałem.
-Daj mi spokój - Powiedziałam ze złością. Nie mogło tak być. Byliśmy wrogami czy on o tym wiedział, czy nie. Nie mogłam nic na to poradzić. Tak było i koniec. To nie ja wybrałam nam nasze losy.
-Nic nie rozumiesz. Sam tego nie rozumiem więc nie wiem, jak mam to wytłumaczyć. Nikt mi nie wierzy. Mówią, że zwariowałem. Mają mnie za najgorszą szumowinę. Najmoralniej w świecie przestałem o tym mówić, bo po co? Jaki jest sens wyjaśniania tego skoro do nikogo nie dociera, jaka jest prawda - W jego oczach malowała się prośba. Zacisnęłam szczękę nie pewna co powiedzieć.
-Isaac...
-Widzisz, mimo że jeszcze mnie nie wysłuchałaś myślisz tak, jak wszyscy, że jestem nikim - Popatrzył na mnie z obrzydzeniem, co zabolało bardziej niż mogłabym się spodziewać i odszedł szybkim krokiem. Jak zwykle odchodził. Wzięłam głęboki oddech i powoli ruszyłam przed siebie. Myślami byłam przy rysunki, który mnie przerażał. Na prawdę. Gdy wychodziłam z parku znów zaczął padać deszcz.
-Cora! - Usłyszałam za sobą czyjś głos. Odwróciłam się by zobaczyć kto to, ale usłyszałam tylko pisk i poczułam, jak coś we mnie uderza.

Przepraszam, że musieliście czekać tyle na ten rozdział i, że wyszedł taki krótki, ale chce podzielić go na dwie części. Tak mi będzie łatwiej go pisać. Przepraszam także za wszelkie błędy, ale nie jestem w formie. Wiecie ta pogoda mnie dobija.
Mam nadzieję, że się podobał, a drugą część postaram się dodać, jak najszybciej. Pozdrawiam! ;*

czwartek, 5 września 2013

Rozdział 5

Chce się wznieść do gwiazd, by poczuć na skórze ich zimny blask.
Gdy serce galopuje w przestworzach, szukając znaku stop.
Chce się śmiać, choćbym miała już nigdy nie kochać.

Zimny wiatr rozwiewał moje długie włosy. Zimno i ciemność rozprzestrzeniały się po całym moim ciele, jak macki obezwładniające swoją zdobycz. Stałam pod ogromnym drzewem, które chroniło mnie od kropel deszczu. Korzenie drzewa raniły moje nagie stopy. Miałam na sobie jedynie obdartą, białą sukienkę sięgającą ledwie pół uda. Ze strachem wypatrywałam cieni w ciemności. Najdrobniejszego ruchu. Moją uwagę przykuła postać w oddali. Poruszała się. Szła w moją stronę... Nie ona leciała. Z jej pleców wyrastały wielkie czarne skrzydła. Wstrzymałam oddech, gdy tajemnicza postać wylądowała po środku ogromnej polany, kilkanaście metrów ode mnie..
-Boisz się? - W mojej głowie zaszumiał kobiecy głos. Znany mi, jednak nie mogła sobie przypomnieć do kogo należał. Chciałam zaprzeczyć wbrew prawdzie, ale nie mogłam wykrztusić choćby jednego słowa - Podejdź i przyjrzyj mi się - Mimo strachu zrobiłam krok w przód, a potem następny i jeszcze jeden. Postać stała ze spuszczoną głową, a jej czarne włosy zwisały w dół zasłaniając twarz. Wyciągnęła w moją stronę długie ręce i chwyciła za ramiona. Jej uścisk był mocny i bolesny - A teraz spójrz na swoje prawdziwe ja - Wypowiadając te słowa podniosła głowę do góry, ukazując swoją twarz. Moją twarz tylko owianą mrokiem. Krzyk wyrwał się z moich ust. Chciałam uciec, ale na marne. Trzymała mnie zbyt mocno. Jej oczy ciemne niczym noc wpatrywały się we mnie z pustką - Boisz się siebie? Coro to twoje prawdziwe oblicze.
-Nie to nie ja! - Wrzasnęłam zrozpaczona.
-Jesteś żałosna. Nie możesz pogodzić się z prawdą. Taka słaba, nijaka...
-Zamknij się! - Obudziłam się z krzykiem, zrywając się do pozycji siedzącej. Wystraszona rozejrzałam się po znajomym pokoju i odetchnęłam z ulgą. - To tylko zły sen - Otarłam spocone czoło i wygramoliłam się z łóżka. Spojrzałam w lustro i oniemiałam z przerażenia. Na moich ramionach znajdowały się wielkie siniaki w kształcie palców u rąk. Natychmiast przypomniał mi się senny koszmar. Bolesne dreszcze przebiegły przez moje ciało. Wsunęłam szybko ręce w miękki szlafrok i zbiegłam na dół. Z kuchni dobiegł mnie szmer rozmowy i cichy śmiech. Ostrożnie otworzyłam drzwi i zajrzałam do środka. Mama siedziała przy stole na przeciw jakiegoś mężczyzny szczerząc się od ucha do ucha.
-Tata? - Czarnowłosy odwrócił się w moją stronę z szerokim uśmiechem, który trochę zbladł widząc moją minę.
-Cześć kochanie. Coś się stało? Nie wyglądasz najlepiej - Usiadłam na blacie szafki obserwując rodziców uważnie. Było mi szkoda mamy, że nie zawsze ma go u swojego boku, choć zawsze może na niego liczyć. Tęskniła za nim, ale mimo to dziś wyglądała promiennie, a miłość w jej oczach miała wciąż taką samą siłę. Bałam się, że nigdy tak się nie zakocham. Przez to, że jestem inna. Uroda się nie liczy. Skrywam sekret, który mogę powierzyć tylko osobie, której bezgranicznie będę ufać, a znaleźć kogoś takiego nie jest prostą rzeczą.
-Co tu robisz? - Wyminęłam pytanie.
-To jest głupie pytanie, wiesz o tym? - Wzruszyłam obolałymi ramionami. Sięgnęłam do lodówki, wyjmując z niej sok. -  Dobrze się czujesz? - Mogłam go okłamać, ale to był mój tata. Jedna z najbliższych mi osób. Wiedziałby, że nie jestem szczera.
-Nie. Miałam zły sen i jeszcze wczorajsza impreza dała mi w kość...
-Może chcesz zostać w domu? - Wtrąciła mama, gdy tata wpatrywał się we mnie z uwagą.
-Impreza? - Spytał dziwnym głosem.
-To takie dziwne? Mam szesnaście lat, chodzę na imprezy.
-Tak, tak wiem, ale boje się o ciebie - Zaśmiałam się bez krzty humoru.
-U mnie o siebie zadbać, a ty wiesz o tym najlepiej - Zeskoczyłam z blatu, pocałowałam go w policzek i wróciłam do pokoju. Wzięłam szybki prysznic, ogarnęłam włosy i ubrałam się w czarne szorty i miętową koszule. Spoglądałam w lustro z rosnącą nienawiścią. Zmieniałam się. Nie fizycznie, a psychicznie. Zaczynałam czuć do siebie wstręt. Ba nie tylko do siebie, a całego świata.
- Powiesz mi o co chodzi? - Spojrzałam na tatę, który właśnie wchodził do pomieszczenia ze zmartwieniem malującym się na twarzy. Gdy nas odwiedzał przyjmował iluzjonistyczną postać, która skrywała skrzydła, ale wciąż był przystojny, gdy by nie to, że wiedziałam, że kocha mamę bezgranicznie zastanawiałabym się czy jej nie zdradza.
-Wszystko jest w porządku - Usiadłam na łóżku, sztucznie się uśmiechając. Zajął miejsce obok mnie i odgarnął moje włosy do tyłu.
-Skarbie przecież widzę, że coś cie gnębi - Westchnęłam ciężko, zaciskając dłonie w pięści.
-Nie wiem, jaka jestem naprawdę - Spojrzał na mnie pytająco.
-Wybacz, ale nie rozumiem - Przymknęłam oczy, kiwając głową.
-Musze już lecieć.

Jak zawsze do szkoły szłam z Sarą, która paplała całą drogę o imprezie, Bradzie i Angeli. Ledwo mogłam ją słuchać. Co jakiś czas coś mruczałam, przytakiwałam byle dała mi spokój. Sen wciąż mnie męczył Chciałam wiedzieć co to miało znaczyć. Przecież to nie miało najmniejszego sensu. Spóźnione wpadłyśmy do klasy, jako ostatnie. Profesor Simon Brown. Młody okularnik z roztargnionym spojrzeniem nawet nie zwrócił na nas uwagi. Machnął tylko lekceważąco ręką byśmy nie przeszkadzały. Zajęłam swoje miejsce i zerknęłam na Isaaca, który napotykając mój wzrok od razu odwrócił spojrzenie. Chciałam powiedzieć mu kim jestem za miast czekać na to aż dowie się sam, ale jakoś nie mogłam. Coś mnie powstrzymywało. Zastanawiał mnie fakt, dlaczego się jeszcze nie domyślił. Na pewno odczuwał różnicę, gdy rozmawiał ze mną, a z innymi. Chwyciłam ołówek i po raz setny zaczęłam rysować nigdy nie skończony rysunek. Męczyłam się z nim od sześciu miesięcy i zawsze ktoś mi przerywał, a ja musiałam zaczynać od nowa. Mimo tych przeszkód nigdy nie przestałam. Miałam wrażenie, że jest on ważny, że muszę koniecznie go skończyć. Nie wiedziałam co ma przedstawiać. Był zagmatwany, ale byłam pewna, że gdy narysuję ostatnią kreskę wszystko będzie jasne.
-Panno Vess czy zamierz pani odpowiedzieć na moje pytanie? - Słysząc swoje nazwisko podniosłam głowę znad rysunku. Profesorek wpatrywał się na mnie na wpół z irytacją, na wpół z obojętnością. Dziwny człowiek.
-Tak?
-Region, na którym leży Atlanta do jakiego plemienia należał kiedyś? - Och, jak ja nienawidziłam historii.
-Eee...
-Zamiast bazgrać coś po zeszycie może zaczęłabyś Coro mnie słuchać? - Podszedł do mnie i wyrwał z moich rąk mój zeszyt.
-Co pan robi?! - Zerwałam się do góry chcąc odzyskać własność, ale nauczyciel odsunął się szybko z cieniem uśmiechu.
-Sprawdzam co tak odwraca twoją uwagę.
-Proszę mi to oddać - Zażądałam wściekła.
-Muszę przyznać, że masz talent - Mówił przeglądając po kolei strony zeszytu. Zgrzytając zębami, chwyciłam torbę, wyrwałam mu zeszyt i wybiegłam z klasy trzaskając drzwiami. Co za palant - Pomyślałam, kierując się w stronę wyjścia z budynku.