sobota, 30 listopada 2013

Rozdział 16


''Nie mów nic. Kocha się za nic. Nie istnieje żaden powód do miłości.''



Patrząc na jej spokojną, pogrążoną we śnie twarz czułem się, jak w raju. Uśmiech sam pojawiał się na moich ustach. Chciałem by tak chwila trwała wiecznie, ale to było złudne marzenie. Wraz ze wschodem słońca wszystko rozpadnie się w drobny pył. Znów powróci groźba śmierci i strach przed nią. Miałem nadzieje, że broń, którą stworzą, pomoże nam, ale liczyłem się także z tym, że to mogą być moje ostatnie dni na tym świecie. Odgarnąłem z twarzy Cory zagubiony kosmyk ciemnych włosów do tyłu. Wyglądała teraz tak beztrosko, tak pięknie...
-Zastanawiam się co mogłabym zrobić, by ją przed tym wszystkim uchronić...- Poderwałem do góry głowę, wbijając zdziwiony wzrok w May.
-Myślę, że nie może pani nic zrobić. - Zasiadła w fotelu, wpatrując się w córkę z miłością.
-Myśl, że mogę ją stracić jest...
-Nie do zniesienia. - Dokończyłem za nią. Kiwnęła głową, zgadzając się ze mną.
-Czuje, że zawiniłam.
-Przecież to nie pani wina.
-Mimo wszystko to ja jestem za nią odpowiedzialna.
-Proszę się nie zamartwiać. Wszystko będzie dobrze.
-Sam w to nie wierzysz. - Zaśmiała się bez krzty humoru.
-Ale staram się.
-Dobre z ciebie dziecko - Uśmiechnęła się delikatnie, kładąc dłoń na moim ramieniu. - Wiem, że będziesz dbał o jej bezpieczeństwo.
-Boje się, że może mi się nie udać. - Przymknęła powieki, jakby zmęczona.
-Strach jest zawsze, ale to co czujesz do Cory sprawi, że dasz sobie radę. - Westchnąłem, uśmiechając się.
-Nie przerażam pani fakt, że jest pani żoną Lucyfera?
-Mów mi po imieniu - Poczuła mnie delikatnym głosem. - Nie jesteśmy małżeństwem. Jesteśmy połączeni duszami w zupełnie inny sposób. Lucyfer jest nieśmiertelny, a ja jestem zwykłym człowiekiem. Dzięki rytuałowi połączenia mogę żyć z nim całą wieczność. Oddał mi kawałek swojej duszy...Dosłownie. Dzięki temu mogę pozostać z nim na wieki. - W jej oczach zalśniły łzy. Z początku nie rozumiałem czemu, przecież to było... No cóż pięknie, ale po chwili pojąłem o co chodzi.
-Gdy Cora straci skrzydła nie będzie już nieśmiertelna. - Mój głos był dziwny. Jakby dochodził z daleka.
-Po prostu umrze, a my zostaniemy. - Jej rozpacz była niemal namacalna.
-Nic nie da się z tym zrobić? - Pokręciła przecząco głową, ocierając ciepłe krople wierzchem dłoni.
-Będzie zwykłym człowiekiem. Dorośnie, zestarzeje się i opuści mnie...
-Ale po śmierci...
-Może wybrać gdzie chce trafić. Niebo albo piekło, ale będzie tylko duszą. Nie będę mogła jej dotknąć, będzie niemal, jak wiatr. - Wzięła głęboki wdech i uśmiechnęła się żałośnie. - I mam do ciebie wielką prośbę Isaac. Gdy to wszystko się stanie, zabierz ją ze sobą, odejdźcie. I zaopiekuj się nią.

~ ~ ~

- To będzie dziewczynka. - Spojrzałam w ciemne oczy Lucyfera z zaskoczeniem.
-Skąd wiesz? - Uśmiechnął się szeroko, przytulając mnie do siebie.
-Jestem aniołem. Po prostu to czuje. - Cała promieniowałam. Nie mogłam doczekać się dnia, w którym wezmę ją w ramiona.
-Jak ją nazwiemy? - Spytałam z nadzieją, zerkając na jego przystojną twarz. Owinął mnie skrzydłami, zamykając w kokonie miłości.
-Cora? - Musnął delikatnie mój policzek.
-Cora... - Imię wydostało się z moich ust niczym puch unoszący się na wietrze. - Idealnie.
-Ona będzie idealna. 
-Będzie miała skrzydła? - Pytałam dociekliwie.
-Tak, ale...
-Ale co? - Spytałam zaniepokojona, ale jego wyraz oczu mnie uspokoił.
-Na początku będziemy musieli je jej odebrać. To skrzydła dają nieśmiertelność, by mogła dorosnąć i rozwijać się, należy je usunąć.
-Potem odrosną?
-Po dwudziestu latach. Będzie zdrowa, silna i będzie miała przepiękne szare skrzydła.
-Czemu szare?
-Bo w połowie będzie człowiekiem. - Pokiwałam głową z uśmiechem, wzdychając ciężko.
-Czyli tylko ja umrę? - Nie byłam smutna z tego powodu, tylko odrobinę przygnębiona. W jego czarnych oczach zabłyszczał cień bólu.
-Chciałbym o czymś z tobą porozmawiać.
-O cym? - Uniósł nas  w górę, tak że wznosiliśmy się nad dachem naszego domu, bliżej słońca i nieba.
-Możemy sprawić, że będziesz żyć wieczność. - Nie potrafiłam ukryć szoku, który go rozbawił.
-Jak?
-Jest pewien rytuał, który może ci to zapewnić, tylko pytanie brzmi czy tego chcesz?
-Wieczność z tobą i Corą? - Te słowa brzmiały niczym obietnica życia w raju. - Nie pragnę niczego więcej.

~ ~ ~

Uchyliłam ciężkie powieki, rozciągając się rozkosznie. Leżałam w swoim, ciepłym łóżku, a obok mnie Isaac. Jego oczy były otwarte i wpatrywały się we mnie niemal natarczywie.
-Hej. - Wymruczał mi do ucha, olśniewając mnie niezwykle szczerym uśmiechem.
-Witaj - Zaśmiałam się, podpierając się na łokciach. - Która godzina?
-Dochodzi ósma. - Musnął kciukiem mój policzek. - Jesteś taka piękna. - Wyszeptał, mrużąc zielone oczy.
-Gdybym powiedziała ''ty też'', zabrzmiałoby to kiczowato? - Spytałam, marszcząc czoło. Isaac wybuchnął śmiechem i zerwał się z łóżka.
-Nawet nie wiesz, jak bardzo. - Przetarłam twarz rękoma i z powrotem odpalam na poduszki.
-No to nie usłyszysz z moich ust nic miłego. - Odparłam. Znalazł się przy mnie w sekundę i skradł mi jeden krótki pocałunek.
-Wystarczy, że twoje usta miło smakują. - Skwitował.
-Nie podlizuj się tak. - Powiedziałam ze śmiechem.
-Nawet nie próbuję.
-Od czego zaczynamy? - Spytałam, zerkając na niego. Promienie słoneczne wkradające się prze okno, delikatnie oświetlały jego sylwetkę co sprawiało, że wyglądał na tajemniczego i niedostępnego, choć wiedziałam, że to drugie nie jest prawdą.
-Co masz na myśli?
-Znalezienie twojej mamy?
-Ach... No tak - Uśmiechnął się szeroko. - Myślę, że najpierw powinnaś się ubrać. - Spojrzałam pod kołdrę, unosząc brwi do góry. Miałam na sobie tylko wczorajszą koszulkę, która ledwie sięgała bioder.
-Chwila... Kto się pozbył moich spodni? - Zapytałam podejrzliwie. Zielonooki uśmiechnął się niewinnie, wzruszając ramionami.
-Jak powiem, że twoja mama to mi uwierzysz?
-Nie! - Rzuciłam w niego poduszką, którą niestety zdążył złapać. - Nie sądziłam, że jesteśmy na etapie, na którym możesz mnie rozbierać.
-A jesteśmy? - Oblałam się gorącym rumieńcem.
-Myślę, że jesteśmy na etapie ''idź zrób śniadanie!'' - Zbliżył się do mnie i ujął moją twarz w dłonie.
-Jak sobie życzysz. - Wypowiedział te słowa i pocałował mnie zostawiając za sobą smak czystej rozkoszy.

Hej! Pewnie nie spodziewaliście się tak szybko nowego rozdziału, ale to rekompensata, ze ostatnio musieliście tyle czekać.:)  Mam nadzieje, że się podoba, bo ja osobiście jestem chyba zadowolona. Pozdrawiam! ;*


środa, 27 listopada 2013

Rozdział 15


''Nie kłamstwa, lecz prawda zabija nadzieję.''



Gdy przekroczyliśmy próg salonu ze zdziwienia stanęłam kompletnie wmurowana, a moja buzia rozdziawiła się szeroko. Na środku pokoju, opierając się o kominek stał blond włosy mężczyzna... Błąd jego włosy były raczej białe, ale nie siwe, jak u staruszków. Miał na sobie idealnie skrojony czarny garnitur, a na jego wąskich ustach błąkał się przebiegły uśmiech. Był młody. Nie miał więcej niż dwadzieścia pięć lat... Przynajmniej na tyle wyglądał.
-Witajcie - Przywitał nas. Jego głos był głęboki i kuszący jeżeli moge pokusić się na to określenie. Zaniepokojona spojrzałam na Isaaca. Chłopak był spięty, a zdenerwowanie mieszane ze złością malowało się na jego przystojnej twarzy. - Dostałem waszą wiadomość, więc przybyłem - Wędrował po na śliskim wzrokiem i zatrzymał się na zielonookim. Oblizał wargi, a jego uśmiech stał się szeroki, ale nie był uprzejmy. Ani odrobinę. - Jak zapewne się domyślacie jestem Bogiem, ale wolałbym żebyście zwracali się do mnie Ethan.
-Ethan? - Wypaliła Sara, która pierwsza otrząsnęła się z osłupienia.
-Nie ładnie? - Udawał urażonego.
-Nie, tylko czemu ,akurat to imię? - Bóg. Ethan wydawał się być rozbawiony. Wzruszył ramionami, krzyżując ręce na klatce piersiowej.
-Po prostu przypadło mi do gustu. - Wypowiadając te słowa, patrzył wprost na syna. Cała gotowałam się od środka, miałam ochotę zetrzeć mu ten uśmieszek z twarzy.
-Dość pogaduszek o imionach - wtrącił tata - Przejdźmy do ważniejszych rzeczy.
-Ależ oczywiście Lucyferze - Klasnął w dłonie, rozradowany. - Więc jak mogę wam pomóc?
-Musisz pomóc nam zniszczyć Fidem. - Oznajmiłam, robiąc krok w przód. Jego spojrzenie powędrowało na moją osobę.
-Jesteś bardzo podobna do matki. - Przełknęłam głośno ślinę, próbując nie wybuchnąć.
-Zrobisz to? - Zignorowałam jego stwierdzenie.
-Dlaczego miałbym wam pomóc?
-Bo twojemu synowi grozi śmierć? - Powiedziałam jadowitym głosem. Usłyszałam, że Isaac z sykiem wciąga powietrze.
-No tak Isaac - Jego ton był wyprany z wszelkich emocji - Wybacz, że o tobie zapomniałem. - Odwróciłam głowę by spojrzeć na Isaaca, który był blady i wyglądał, jakby miał zaraz zemdleć. - Jeżeli chcesz wiedzieć niedawno dowiedziałem się o twoim istnieniu. Nie wiem, jak w ogóle doszło do tego, że się urodziłeś, ale to już inna sprawa. - Jego słowa były niczym ostrza wbijane w serce syna. - Jeżeli chodzi o Fidem... Jest sposób, w jaki wam moge pomóc, ale...
-To będzie gorzko kosztować? - Do salonu weszła moja mama z tacą pełną do połowy wypełnionych, wysokich szklanek.
-May moja droga nie tak drastycznie. - Zaśmiał się bez krzty humoru.
-Czego chcesz? - Wycedził przez zęby tata.
- Wy! - Wskazał palcem na mnie i Isaaca. - Gdy przeżyjecie nie odzyskacie skrzydeł. Nigdy.

~ ~ ~

-W porządku - Słowa same wypłynęły z moich ust, a zdziwione spojrzenie Cory utknęło we mnie.
-Dlaczego akurat to?! - Wrzasnęła rozdrażniona dziewczyna.
-No cóż.... Muszę coś z tego mieć, a przy okazji już nigdy więcej nie będziecie zawracać mi głowy.
-Ale w ten sposób stracimy naszą moc.
-Wiem - Spojrzenie mojego ojca było zimne, jak lód. Z ledwością mogłem uwierzyć, że jesteśmy w jakikolwiek sposób spokrewnieni. - Albo to, albo oboje zginiecie. Fidem nie odpuści.
-Cora proszę... - Wyszeptałem, łapiąc ją za rękę. W jej oczach malowała się rozpacz. - Będziemy normalni. Nie kłam, że wcale tego nie chciałaś.
-Zgoda - Powiedziała cicho i z rezygnacją.
-Nie musisz się zgadzać. - Wtrącił się Lucyfer.
-Muszę tato. Muszę.
-Cudownie! - Zacisnąłem zęby, powstrzymując się od przywalenia w tą bez emocjonalną twarz.
-Jak nam pomożesz? - Spytałem.
-Jak zwykle konkrety - Wywrócił takimi samymi zielonymi oczami, jak u mnie i dodał - Wpuszczę was do jej świata, a za pomocą Lucyfera stworze dla was broń, którą ją unicestwicie.  Nie będzie to proste, ale chyba zależy wam na życiu, co?
-Jak każdemu. - Skwitowała Cora.
-Ile będziemy musieli czekać? - Zamyślił się na chwilę, a potem rozpromienił w fałszywym uśmiechu.
-Dwa dni.
-Gdzie będziemy pracować?  - Ojciec Cory wydawał się być zdenerwowany.
-Tu na ziemi Lucyferze. - Ciemnowłosy nic nie mówiąc, tylko przytaknął.
-Mógłbym zadać ci pytanie? - Starałem się brzmieć obojętnie, ale wiedziałem, że mi to nie wyszło.
-Każdy ma prawo pytać, ale czy dostaniesz odpowiedź to już inna kwestia. - Uścisnąłem dłoń Cory mocniej.
-Kim jest moja matka?

~ ~ ~

-Wydaje się to być nie możliwe, że to twój ojciec. - Stwierdziłam, ciężko opadając na kanapę. Wszyscy się rozeszli i zostałam sama z Isaakiem. Mama poszła do sypialni, Sara wróciła z niechęcią do domu, a tata z Bogiem zamknęli się w gabinecie, znajdującym się w piwnicy naszego domu. 
-Czemu? - Spytał, przyciągając mnie do siebie. Z cichym westchnieniem wtuliłam się w jego ciepłe ciało, podciągając nogi do góry.
-On jest taki zimny, kpiący... A ty jesteś zupełnie inny. - Zaśmiał się cicho.
-Tak, w sumie sam w to nie mogę uwierzyć.
-Nie miałeś do niego więcej pytań? - Spojrzałam na jego twarz. Oczy miał przymknięte, a usta rozciągały się w leniwym uśmiechu.
-Sprawił, że tylko to chciałem wiedzieć.
-Chcesz ją odnaleźć? - Kiwnął głową. - Po co? 
-Wiesz, gdybyśmy nie wyszli cało z tego wszystkiego... Chce wiedzieć kto dał mi życie i dowiedzieć się dlaczego mnie nie chciała.
-Może nie mogła cie zatrzymać.
-Może. - Westchnął ciężko.
-Pomogę ci.
-W czym? - Otworzył oczy i spojrzał na mnie pytająco.
-W szukaniu jej. Mamy dwa dni, ale jestem pewna, że nam się uda. - Uśmiechnął się szeroko i pocałował mnie w czubek nosa.
-Gdy ty będziesz przy mnie na pewno się uda. - Nie potrzebowałam więcej słów. Przylgnęłam do niego całym swoim ciałem, wpijając się w jego miękkie usta, zapominając na kilka chwil o całym świecie.



Wybaczcie, że tyle musieliście czekać, ale wena mnie opuściła :( Naszczęście dziś powróciła... Mam nadzieje, że się podoba. W zakładce bohaterowie pojawiła się postać Baga. :) Jakby ktoś chciał wiedzieć, jak ja go widzę to zapraszam. :)

niedziela, 17 listopada 2013

Rozdział 14


Gdy cie nie ma obok, moje serce ledwo bije
twój dotyk sprawia, że na nowo żyje.
Wciąż pragnę cie czuć i tobą oddychać, bo jesteś esencją mojego życia.



- Więc dlaczego ich nie mam? - Spojrzałam na niego z lekkim uśmiechem.
-Pewnie odebrali ci je, tak jak mi - Zerknął na mnie, marszcząc brwi.
-Jak?
-Gdy byłeś noworodkiem po prostu je wyrwali - Skrzywił się z obrzydzeniem.
-Przecież to okrutne - Jęknął.
-Wtedy jeszcze ich nie czułeś - Spojrzał na mnie nieprzekonany.
-I już nigdy ich nie odzyskam? - Pokręciłam przecząco głową.
-Odrastają co dwadzieścia lat.
-Czyli, gdy mi odrosną nie będę mógł już żyć wśród ludzi - Zaśmiałam się bez krzty humoru.
-Wtedy na skrzydła rzuca się urok, by nikt ich nie widział.
-Twój ojciec tego nie zrobił. Czemu?
-Nie interesuje go życie z ludźmi - Zagryzł wargę przyglądając mi się badawczo.
-To co mówił... To o tym, że się w sobie zakochaliśmy... - Spuściłam wzrok na swoje splecione ręce, oblewając się rumieńcem - To... Znaczy... Hmm zakochałaś się we mnie? - Nigdy nie czułam się bardziej zażenowana. Gdy nie doczekał się mojej odpowiedzi, odłożył mój rysownik i podszedł do mnie. Kucnął na przeciw i pochwycił moją brodę tak bym patrzyła mu w oczy. - Bo jeżeli chcesz wiedzieć to ja dla ciebie straciłem głowę - Zakrztusiłam się własnym powietrzem z wrażenia.
-Naprawdę? - Wykrztusiłam. Nie mogłam w to uwierzyć.
-Nie widać tego? - Wzruszyłam ramionami.
-Nie spodziewałam się, że może to dla ciebie znaczyć więcej.
-Od samego początku się tobą interesowałem. Jesteś inna...
-No wiesz ja tez nie znam drugiego syna Boga - Powiedziałam żartobliwie na co on zaśmiał cicho.
-A teraz kiedy... No cóż przeznaczona jest na śmierć, jesteś dla mnie jeszcze ważniejsza - Przymknęłam oczy cicho wzdychając.
-Nie jest nam przeznaczona śmierć. Wyjdziemy z tego cało. - W odpowiedzi złożył na moich usta lekki, ale emocjonalny pocałunek, który gdybym stała, zwaliłby mnie z nóg. Rozpływałam się pod jego dotykiem, rozkoszowałam się jego zapachem. Chciałam by ta chwila trwała wiecznie, ale rzeczywistość była szara i okrutna. W chwili, w której nasze języki się zetknęły do pokoju wtargnęła Sara. Odskoczyliśmy od siebie, jak poparzeni, a przyjaciółka ze śmiechem cofnęła się o krok.
-Może jednak zostawię was samych...
-Nie! - Zerwała się z łóżka cała czerwona.
-Jesteś pewna?
-Tak - Powiedziałam srogo - Co się stało?
-Dostaliśmy odpowiedź.

~ ~ ~

Nie mogłam w to uwierzyć.Chciałam krzyczeć i płakać. Nienawidziłam siebie. Z obrzydzeniem patrzyłam na test ciążowy trzymany w reku. Teraz kiedy wszystko się układało coś musiało się zepsuć. Jak miałam mu o tym powiedzieć? Przecież to Lucyfer ma inne sprawy na głowie niż zajmowanie się jakimś dzieckiem. Zgrzytając zębami, wyszłam wściekła z łazienki i o mało nie wrzasnęłam, gdy dostrzegłam ciemną postać w rogu sypialni.
-Wystraszyłeś mnie - Powiedziała z wyrzutem.
-Przepraszam - Jak zwykle jego głos był seksownie zachrypnięty - Nie chciałem - Kiwnęłam głową dziękując w duchu, że w pokoju panował pół mrok. Dzięki temu nie mógł dostrzec wyrazu moich oczu - Chciałem cie zobaczyć - Szepnął i podszedł do mnie powolnym krokiem. Nim się spostrzegłam trzymał mnie już w ramionach - Coś się stało?
-Nie, czemu? - Mój głos lekko drżał.
-Jesteś jakaś spięta - Z uczucie zaczął masować mój kark. Jednocześnie nienawidziłam i kochałam go za to, że przy nim zapominałam o całym świecie.
-Zdaje ci się - Mruknęłam przymykając oczy.
-Mnie nie oszukasz - Jeżeli to było w ogóle możliwe przyciągnął mnie jeszcze bliżej. Jego ręce zaczęły zjeżdżać w dół, aż zatrzymały się na mojej tali. Jednym szybkim ruchem uniósł mnie do góry i usadził na swoich biodrach. Nasze usta zetknęły się w namiętnym pocałunku - May co chcesz mi powiedzieć? - Spytał miedzy naszymi pocałunkami.
-Nie psuj tego - Zajęczałam, palcami badając strukturę jego mięśni.
-Powiedz - Położył mnie na łóżku, pochylając się nade mną - Powiedz - Wiedział jak mnie rozbroić. Wsunął dłonie pod moją koszulkę i zaczął gładzić delikatnie mój brzuch.
-Już wiesz, prawda? - Wychrypiałam nie wytrzymując z rozkoszy.
-Chce to usłyszeć z twoich ust.
-Nienawidzę cie - Skłamałam.
-A ja cie kocham, a teraz to powiedz - Nalegał ciepło.
-Jestem w ciąży - Uśmiechnął się, patrząc na mnie radosnym wzrokiem - Nie jesteś zły - Spytałam zdziwiona.
-Nawet nie wyobrażasz sobie jaki jestem szczęśliwy.

Wybaczcie, że musieliście tyle czekać, ale naprawdę nie miałam kiedy napisać :) Wybaczcie za wszelkie błędy bo pisałam na szybko. Mam nadzieje, że nadaje się do czytania :)  Pozdrawiam! :) 

sobota, 9 listopada 2013

Rozdział 13

Wciąż błądzę we mgle szukając ukojenia
uciekając od wrzasków bólu i cierpienia



Nie rozumiałam, jak on mógł się tak zachowywać. Gdzie podział się mój tata? Nie wiedziałam co się z nim dzieje, ale nie mogłam się teraz poddać. To co powiedział było nie mniej, jak przerażające, ale tu chodziło o życie moje i Isaaca... Opierając się rękoma o umywalkę, zerkałam w lustro z obrzydzeniem.On chyba nie czuł tego, tak jak ja. Bynajmniej nic na to nie wskazywało, przecież kilka niewinnych pocałunków nie oznaczało, że się we mnie zakochał.
-Cora? - Sara delikatnie zastukała w drzwi - Wszystko w porządku? - Co miałam powiedzieć? Nic nie było w porządku. Przekręciłam klucz i wpuściłam ją do środka - Co się stało maleńka? - Przytuliła mnie mocno, głaszcząc po włosach.
-Nic. Chciałam po prostu pobyć chwilę sama.
-Rozumiem - Z uśmiechem popatrzyła mi w oczy - Isaac cie szukał.
-Nie wiem czy chce z nim rozmawiać - powiedziałam nie pewnie.
-Powiedzieć mu, że źle się czujesz?
-Nie - westchnęłam - Musimy skontaktować się z jego ojcem.
-Bóg ma komórkę? - Spojrzała na mnie ze zdziwieniem.
-Niebo to inny wymiar. Tam nie ma zasięgu - Powiedziałam ze śmiechem, widząc jej minę.
-No to mówiąc krótko żyją, jak w średniowieczu - Wywróciłam oczami.
-Pewnie tak.
-A piekło? Jak tam jest? Pewnie nieźle tam grzeją - Wybuchłam śmiechem wyciągając ją z łazienki.
-Kiedyś cie tam zabiorę i sama się przekonasz.
- Serio?! - Pokiwałam energicznie głową, na chwile zapominając o tym co mnie czeka - No to nie mogę się doczekać... - Umilkła, gdy przekroczyłyśmy próg salonu. Podążyłam za jej wzrokiem i zrozumiałam. Tata stał przy kominku, trzymając w ręku złożoną na pół, białą kartkę. Biała koszula podkreślała jego mięśnie i kontrastowała z rozłożonymi, czarnymi skrzydłami. Kosmyki czarnych włosów opadały na wysokie, lekko zmarszczone czoło. Sara nigdy nie widziała mojego taty, musiał to być nie mały szok, ale jej słowa mnie nie zdziwiły - Gdyby to nie był twój tata, powiedziałabym, że niezłe z niego ciacho - skarciłam ją wzrokiem, mimo woli uśmiechając się pod nosem.
-Co robisz? - Spytałam, przerywając panującą cisze.
-Wysyłam list - Jego głos był chłodny i spokojny.
-Ciekawy sposób na wysyłanie listu - Wtrąciła Sara, gdy tata wrzucił kartkę do ognia.
-Jedyny by dotarł do nieba - Powiedział, zerkając na rudowłosą.
-Gdzie Isaac?
-W kuchni z mamą - Pokiwałam delikatnie głową i ruszyłam w tamtą stronę.
-Nie idziesz? - Spytałam Sary, gdy zauważyłam, że przyjaciółka wciąż stoi w tym samym miejscu.
-Poczekam tu na was - Powiedziała rozmarzonym głosem. Wywracając oczami, weszłam do drugiego, pomalowanego na beżowo pomieszczenia. Mama siedziała przy stole, pochylając się nad kubkiem z herbatą, a Isaac na przeciw niej, wsłuchiwał się z zainteresowaniem w jej słowa. Mama na mój widok ucięła z niewinnym uśmiechem. Isaac podążając za jej wzrokiem, spojrzał mi w oczy.
-Dobrze już się czujesz? - Spytał z troską.
-O czym rozmawialiście? - Wyminęłam jego pytanie, siadając na blacie szafki.
-Twoja mama opowiadała mi o twoich przygodach z telekinezą - Unosząc brwi, zerknęłam na mamę.
-Opowiedziałam mu, że kiedyś chciałaś przenieść swoją złotą rybkę, a ona w pewnym momencie zniknęła. Pamiętasz? - Spytała ze śmiechem - Strasznie wtedy płakałaś i musiałam ci kupić nową, a ty spuściłaś ją w toalecie.
-Bo to nie była Loli - Oznajmiłam z wyrzutem.
-Twoja złota rybka nazywała się Loli? - Isaac wybuchnął śmiechem.
-Nie widzę w tym nic śmiesznego - Udawał, że poważnieje.
-Ja też - Posłałam mu wściekłe spojrzenie, ale zaraz również się zaśmiałam.
-Może pokażesz Isaacowi swój pokój? - Wtrąciła mama.
-To dobry pomysł - Powiedział chłopak, wstając od stołu. Pokręciłam głową z niechęcią - Chodź - Złapał mnie za rękę i z łatwością przyciągnął do siebie.
-Mam okropny bałagan.
-Kłamie - Skwitowała mama z uśmiechem. W tej chwili miałam ochotę ją udusić. Z rezygnacją pociągnęłam Isaaca za sobą.
-Masz miłą mamę - Szepnął mi do ucha.
-Tak. Polubiła cie.
-Przynajmniej ona - Puszczając ta aluzję mimo uszu, otworzyłam przed nim drzwi mojej sypialni. Rozglądając się dookoła, chodził po pokoju. Zatrzymał się przy biurku i ujął coś w dłonie. Za nim spostrzegłam co to było za późno. - Zawsze chciałem wiedzieć co tam rysujesz - Powiedział, przewracając kolejne kartki mojego rysownika.
-To prywatne - Momentalnie znalazła się obok niego chcąc wyrwać mu zeszyt z rąk, ale szybko je cofnął.
-Naprawdę masz talent - Mówiąc to, patrzył prosto w moje oczy.
-Oddaj go - Chciałam brzmieć stanowczo, ale z ust wydobył się tylko cichy jęk.
-Najpierw muszę zobaczyć siebie bez koszulki - Na jego ustach pojawił się łobuzerski uśmiech.
-Jesteś okrutny - Poddałam się i opadłam na łóżko - Tata wysłał wiadomość do Boga - Zacisnął szczękę, udając obojętność.
-A co potem?
-Będziemy musieli się z nim spotkać. - Oblizał wargi.
-W jaki sposób nam to pomoże?
- Może znajdzie sposób na wyrównanie naszych szans...
-To w ogóle możliwe?
-Nie wiem...
-Czy nie czeka nas pewna śmierć? - Nie odpowiedziała, bo przecież odpowiedzi na to pytanie nie znałam. - Czemu narysowałaś mi skrzydła? - Zapytał cicho, wpatrzony w rysunek.
-Jesteś synem Boga, powinieneś mieć skrzydła.

piątek, 8 listopada 2013

Wiem, że rozdział powinien się już pokazać, ale musicie mi wybaczyć i jeszcze odrobinę poczekać :) Jest w trakcie pisania i lada dzień się pojawi :) Nie martwcie się nie zapomniałam o was! :) Pozdrawiam;*

sobota, 2 listopada 2013

Rozdział 12

Kiedy patrze w twoje oczy
widzę tylko smutek
tą beznadziejną otchłań cierpienie, która sprawia, że teraz
życie nie ma dla mnie znaczenia.


Spojrzał na mnie z dziwną desperacją, jakby bał się swojej odpowiedzi. Już chciałam cofnąć swoje pytanie, ale on mnie wyprzedził.
-To jest straszne. Najgorsze uczucie, jakie kiedykolwiek mogłem czuć. Mogę zrobić drugiemu człowiekowi krzywdę, wcale tego nie chcąc. Władza... Nad czymkolwiek, nie jest tak zadowalająca, jakby mogło się wydawać. To mnie przerasta - Zaskoczyło mnie to co powiedział. - Myślę, że w moich rekach nie powinna leżeć odpowiedzialność za cokolwiek.
-Wiesz, a ja myślę, że jesteś jedną z nielicznych osób, która ma tak czyste serce - Zatrzymałam się i przyłożyłam rozprostowaną dłoń do jego lewej piersi - I wiem, że gdybyś w siebie uwierzył zawojował byś ten świat. Przed nimi może udawać twardego, irytującego gnojka - Uśmiechnęłam się delikatnie - Ale nie przede mną.
-Tyle, że ja przed tobą wcale udawać nie chcę - Chwycił w palce kosmyk moich włosów i zaczął się nim bawić - Przy tobie chce być tylko sobą - Musnął kciukiem mój policzek - i nie chce cie więcej krzywdzić. - Delikatny rumieniec wkradł się na moje policzki.
-Chodźmy dalej - Pokiwał głową i przygarnął mnie do siebie ramieniem, jakby chcąc uchronić przed całym złem panującym na tym świecie. Szliśmy w ciszy, która mi nie przeszkadzała. Miałam chwilę, by pozbierać myśli. Obawiałam się tego co przyniesie następny dzień, tego że jutro możemy już umrzeć. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę z tego jakie cenne jest życie. Gdy zaczęliśmy zbliżać się do mojego domu, dostrzegłam skuloną postać siedzącą na schodkach prowadzących do wejściowych drzwi. Kolejne metry uświadomiły mnie, że to Sara. Na nasz widok wstała, otrzepała spodnie i spojrzała na mnie spode łba.
-Mam nadzieje, że masz jasne i treściwe wytłumaczenie dlaczego zerwałaś się ze szkoły i nie zabrałaś mnie ze sobą - Powiedziała z wyrzutem. Mimo woli uśmiechnęłam się szeroko - A ty! - Wskazała palcem Isaaca. - Nie waż się sobie jej przywłaszczyć - Chłopak uniósł brwi i spojrzał na nią arogancko.
-Mam się słuchać jakiegoś rudzielca? - Powiedział żartobliwie.
-Słyszałaś to? - Zerknęła na mnie niedowierzająco - To, że jesteś mega ciachem nie upoważnia cie do obrażania mnie - Isaac zaśmiał się pod nosem, patrząc na Sarę przyjaźnie.
-A to, że jestem synem Boga? - Rudowłosa oblizała wargi.
-To też nic nie zmienia - Odpowiedziała z mniejszym przekonaniem. - No, ale dość tych pogaduszek! Może w końcu mi się wytłumaczycie?! - Zacisnęłam usta w wąską kreskę. Nie mogłam jej znów okłamać, ale nie mogłam mieć też pewności, że z tą wiedzą będzie bezpieczna.
-Wejdźmy do środka - Zaproponowałam. Sara widząc moja poważną minę kiwnęła tylko głową i otworzyła drzwi.

~ ~ ~

- Cześć May - Przywitała się uroczo Sara, ściągając kurtkę. Była z moją mama na ''Ty'' odkąd pamiętam.
-Hej rudzielcu.
-Mamo? - Wyszłam zza pleców przyjaciółki, trzymając Isaaca za rękę - To Isaac - Przedstawiłam chłopaka, zerkając na nią niepewnie.
-Och - Wymsknęło się jej, ale szybko wyciągnęła w jego stronę rękę - Miło cie poznać.
-Mi również - Zielonooki był widocznie zakłopotany.
- Jakbym cie wtedy widziała - Mówiła jakby rozmarzonym głosem.
-Słucham? - Uśmiechnęła się przepraszająco.
-Cora kiedyś cie narysowała. Wyglądasz dokładnie, jak na tym rysunku. Nie licząc tego, że tam nie miałeś koszulki - Spojrzałam na nią niedowierzająco.
-Mamo!
-Naprawdę? - Kiwnęła głową, uśmiechając się niewinnie.
-Zrobiłam ciasto cytrynowe. Ktoś chce?
-Ja! - Wykrzyknęła radośnie Sara. 
-Pójdźcie do salonu, zaraz wam przyniosę - Gdy chciała odejść złapałam ją za ramie.
-Mamo rozmawiałaś z tatą? - Spytała cicho. Jej twarz posmutniała, ale wciąż się uśmiechała.
-Tak słońce. Już wszystko wiem.

~ ~ ~

-Musimy skontaktować się z twoim ojcem - Oznajmił chłodnym tonem Lucyfer.
-Ale jak?! Nigdy nie widziałem go na oczy - Spojrzałem bezradnie na Core, która siedziała naprzeciw mnie. Wysoki mężczyzna westchnął ciężko i opadł w fotelu pomiędzy nami.
-Zajmę się tym, tylko czy będziesz na to gotowy? - Wpatrywał się we mnie oczami czarnymi, jak dwa żarzące się węgielki.
-Chyba nie mam wyboru.
-To prawda. Oboje nie macie już żadnego wyboru.
-A co potem? - Wtrąciła się ciemnowłosa.
-Potem musimy ją zniszczyć. Wy musicie.
-Bez waszej pomocy? - Spytałem z lekką irytacją.
-My nie mamy szans - Przyznał z nutka złości w głosie.
-A my mamy?! - Wyrzuciłem z siebie, podrywając się do góry. Cora posłała mi uspakajające spojrzenie, ale ja już miałem dość bycia spokojnym - Mamy po siedemnaście lat i mamy powstrzymać jakąś żądną zemsty nieśmiertelną, przepełnioną złem kobietę?! - Schowałem twarz w dłonie, oddychając szybko.
-Isaac... - Zaczęła Cora, ale ojciec przerwał jej jednym spojrzeniem.
-Nie odzywaj się - Nakazał jej. Spojrzałem na niego wściekłym wzrokiem - Jeżeli chcecie przeżyć, musicie dorosnąć - Powiedział stanowczo. - Nie jesteście już dziećmi i musisz to pojąć chłopczyku. Jesteście nawzajem za siebie odpowiedzialni i jeżeli coś się stanie mojej córce... Pożałujesz - Zacisnąłem zęby, próbując powstrzymać się przed wybuchem - Mogliście starać się w sobie nie zakochać. Teraz będziecie płacić za waszą nieodpowiedzialność - Posłał nam srogie spojrzenia i wyszedł. Cora była blada jak ściana. Siedziała skulona unikając mojego wzroku, a w mojej głowie huczały tylko słowa Mogliście starać się w sobie nie zakochać. Wbiłem swoje spojrzenie w dziewczynę, która wyglądała jakby miała zaraz zemdleć.
-Czy on mówił poważnie? - Mój głos brzmiał obco w moich uszach.
-Ja... Chyba zwymiotuje - Zerwała się i wybiegła, zostawiając mnie samego z milionem pytań. 

I jak? :) Pozdrawiam! ;*