sobota, 9 listopada 2013

Rozdział 13

Wciąż błądzę we mgle szukając ukojenia
uciekając od wrzasków bólu i cierpienia



Nie rozumiałam, jak on mógł się tak zachowywać. Gdzie podział się mój tata? Nie wiedziałam co się z nim dzieje, ale nie mogłam się teraz poddać. To co powiedział było nie mniej, jak przerażające, ale tu chodziło o życie moje i Isaaca... Opierając się rękoma o umywalkę, zerkałam w lustro z obrzydzeniem.On chyba nie czuł tego, tak jak ja. Bynajmniej nic na to nie wskazywało, przecież kilka niewinnych pocałunków nie oznaczało, że się we mnie zakochał.
-Cora? - Sara delikatnie zastukała w drzwi - Wszystko w porządku? - Co miałam powiedzieć? Nic nie było w porządku. Przekręciłam klucz i wpuściłam ją do środka - Co się stało maleńka? - Przytuliła mnie mocno, głaszcząc po włosach.
-Nic. Chciałam po prostu pobyć chwilę sama.
-Rozumiem - Z uśmiechem popatrzyła mi w oczy - Isaac cie szukał.
-Nie wiem czy chce z nim rozmawiać - powiedziałam nie pewnie.
-Powiedzieć mu, że źle się czujesz?
-Nie - westchnęłam - Musimy skontaktować się z jego ojcem.
-Bóg ma komórkę? - Spojrzała na mnie ze zdziwieniem.
-Niebo to inny wymiar. Tam nie ma zasięgu - Powiedziałam ze śmiechem, widząc jej minę.
-No to mówiąc krótko żyją, jak w średniowieczu - Wywróciłam oczami.
-Pewnie tak.
-A piekło? Jak tam jest? Pewnie nieźle tam grzeją - Wybuchłam śmiechem wyciągając ją z łazienki.
-Kiedyś cie tam zabiorę i sama się przekonasz.
- Serio?! - Pokiwałam energicznie głową, na chwile zapominając o tym co mnie czeka - No to nie mogę się doczekać... - Umilkła, gdy przekroczyłyśmy próg salonu. Podążyłam za jej wzrokiem i zrozumiałam. Tata stał przy kominku, trzymając w ręku złożoną na pół, białą kartkę. Biała koszula podkreślała jego mięśnie i kontrastowała z rozłożonymi, czarnymi skrzydłami. Kosmyki czarnych włosów opadały na wysokie, lekko zmarszczone czoło. Sara nigdy nie widziała mojego taty, musiał to być nie mały szok, ale jej słowa mnie nie zdziwiły - Gdyby to nie był twój tata, powiedziałabym, że niezłe z niego ciacho - skarciłam ją wzrokiem, mimo woli uśmiechając się pod nosem.
-Co robisz? - Spytałam, przerywając panującą cisze.
-Wysyłam list - Jego głos był chłodny i spokojny.
-Ciekawy sposób na wysyłanie listu - Wtrąciła Sara, gdy tata wrzucił kartkę do ognia.
-Jedyny by dotarł do nieba - Powiedział, zerkając na rudowłosą.
-Gdzie Isaac?
-W kuchni z mamą - Pokiwałam delikatnie głową i ruszyłam w tamtą stronę.
-Nie idziesz? - Spytałam Sary, gdy zauważyłam, że przyjaciółka wciąż stoi w tym samym miejscu.
-Poczekam tu na was - Powiedziała rozmarzonym głosem. Wywracając oczami, weszłam do drugiego, pomalowanego na beżowo pomieszczenia. Mama siedziała przy stole, pochylając się nad kubkiem z herbatą, a Isaac na przeciw niej, wsłuchiwał się z zainteresowaniem w jej słowa. Mama na mój widok ucięła z niewinnym uśmiechem. Isaac podążając za jej wzrokiem, spojrzał mi w oczy.
-Dobrze już się czujesz? - Spytał z troską.
-O czym rozmawialiście? - Wyminęłam jego pytanie, siadając na blacie szafki.
-Twoja mama opowiadała mi o twoich przygodach z telekinezą - Unosząc brwi, zerknęłam na mamę.
-Opowiedziałam mu, że kiedyś chciałaś przenieść swoją złotą rybkę, a ona w pewnym momencie zniknęła. Pamiętasz? - Spytała ze śmiechem - Strasznie wtedy płakałaś i musiałam ci kupić nową, a ty spuściłaś ją w toalecie.
-Bo to nie była Loli - Oznajmiłam z wyrzutem.
-Twoja złota rybka nazywała się Loli? - Isaac wybuchnął śmiechem.
-Nie widzę w tym nic śmiesznego - Udawał, że poważnieje.
-Ja też - Posłałam mu wściekłe spojrzenie, ale zaraz również się zaśmiałam.
-Może pokażesz Isaacowi swój pokój? - Wtrąciła mama.
-To dobry pomysł - Powiedział chłopak, wstając od stołu. Pokręciłam głową z niechęcią - Chodź - Złapał mnie za rękę i z łatwością przyciągnął do siebie.
-Mam okropny bałagan.
-Kłamie - Skwitowała mama z uśmiechem. W tej chwili miałam ochotę ją udusić. Z rezygnacją pociągnęłam Isaaca za sobą.
-Masz miłą mamę - Szepnął mi do ucha.
-Tak. Polubiła cie.
-Przynajmniej ona - Puszczając ta aluzję mimo uszu, otworzyłam przed nim drzwi mojej sypialni. Rozglądając się dookoła, chodził po pokoju. Zatrzymał się przy biurku i ujął coś w dłonie. Za nim spostrzegłam co to było za późno. - Zawsze chciałem wiedzieć co tam rysujesz - Powiedział, przewracając kolejne kartki mojego rysownika.
-To prywatne - Momentalnie znalazła się obok niego chcąc wyrwać mu zeszyt z rąk, ale szybko je cofnął.
-Naprawdę masz talent - Mówiąc to, patrzył prosto w moje oczy.
-Oddaj go - Chciałam brzmieć stanowczo, ale z ust wydobył się tylko cichy jęk.
-Najpierw muszę zobaczyć siebie bez koszulki - Na jego ustach pojawił się łobuzerski uśmiech.
-Jesteś okrutny - Poddałam się i opadłam na łóżko - Tata wysłał wiadomość do Boga - Zacisnął szczękę, udając obojętność.
-A co potem?
-Będziemy musieli się z nim spotkać. - Oblizał wargi.
-W jaki sposób nam to pomoże?
- Może znajdzie sposób na wyrównanie naszych szans...
-To w ogóle możliwe?
-Nie wiem...
-Czy nie czeka nas pewna śmierć? - Nie odpowiedziała, bo przecież odpowiedzi na to pytanie nie znałam. - Czemu narysowałaś mi skrzydła? - Zapytał cicho, wpatrzony w rysunek.
-Jesteś synem Boga, powinieneś mieć skrzydła.

2 komentarze:

  1. Jaka cudowna historia... chyba się zakochałam <3
    Wszystko ładnie, pięknie i bardzo realistycznie (za co podziwiam), ale masakrycznie dużo błędów! Zjadasz "ą" i "ę", przez co muszę się domyślać, o co chodzi O.o
    Czekam na dalsze losy Twoich bohaterów, bo bardzo mi się to podoba i życzę dużo weny.
    PS- Zapraszam do mnie ;)

    OdpowiedzUsuń