Ocknęłam się, leżąc na zimnej, mokrej, twardej ziemi. W okół mnie zebrało się mnóstwo gapiów, a jeden z mężczyzn kucał obok mnie, sprawdzając mój puls. Jego spojrzenie było niespokojne, przestraszone.
-Nie ruszaj się - Wyszeptał, gdy zauważył, że otworzyłam oczy, Coś było z nim nie tak, coś mi nie pasowało.
-Proszę mnie nie dotykać - Mój głos wydawał się słaby, ledwo słyszalny. Oprócz tępego bólu w biodrze nic mi nie dolegało. Byłam tego pewna. Nie tak łatwo mnie zabić.
-Możesz mieć uszkodzony kręgosłup. Po takim uderzeniu cud, że w ogóle się ocknęłaś - O nie, na pewno nie było tak źle. Lekkie zderzenie. Nic więcej.
-Nic mi nie jest. Proszę mi uwierzyć.
-Karetka już jedzie, leż dziecko spokojnie.
-Nie jestem dzieckiem - Powiedziałam z oburzeniem. Mimo woli mężczyzna uśmiechnął się delikatnie. Kurze łapki w okół oczu mogły świadczyć o tym, że ma ponad trzydziestkę. Lekki zarost dodawał mu jakiegoś uroku. Zielone tęczówki już zaczynały blaknąć, ale wciąż miały w sobie jakiś stary blask.
-Oczywiście młoda damo - Wywróciła oczami i odsunęłam od siebie jego rękę.
-Pan wybaczy, ale ja wiem, że nic mi nie jest - By potwierdzić swoje słowa, dźwignęłam się do pozycji siedzącej, a potem szybko wstałam cicho sycząc, gdy ból nasilił się. Ludzkie ciało miało wady nawet, jak było się pół aniołem. Krzyk zdumienia wydobył się ust podstarzałej kobiety stojącej nieopodal. Zdezorientowana obejrzałam się dookoła i po chwili zrozumiała zaskoczenie ludzi. Miejsce, w którym stałam przed bliskim kontaktem z samochodem znajdowało się jakieś pięć metrów dalej. Musiałam nieźle pofrunąć. Normalny człowiek czegoś takiego na pewno by nie przeżył, a mnie bolało tylko biodro. Spojrzałam na zielonookiego mężczyznę, który wpatrywał się we mnie ze zdumieniem. -Mówiłam, że czuję się dobrze - bąknęłam, zarumieniona.
-To nie możliwe.
-A jednak. Jestem bardzo wytrzymała.
-Powinnaś już nie żyć.
-Jest pan bardzo pocieszający - Posłał mi przepraszające spojrzenie.
-Muszę już iść.
-Powinien zbadać cie lekarz.
-Nie ma takiej potrzeby - Patrzył na mnie z zatroskaniem wymalowanym na szarej twarzy - Proszę mi uwierzyć - Kiwnął głową i pozwolił mi odejść. Podbiegłam do swoich rzeczy i szybko zarzuciłam torbę na ramię. Nie oglądając się za siebie uciekłam od spojrzeń zaciekawionych ludzi. Zastanawiało mnie kto mnie wołał. Przecież nie przesłyszałam się. Gdy wpadłam do domu dyszałam ze zmęczenia, co nigdy mi się nie zdarzało.
-Gdzie ty byłaś? - Usłyszałam szorstki głos mamy z kuchni. Wzdychając weszłam do pomieszczenia, w którym pachniało ciastem pomarańczowym.
-W szkole mamo. Sama każesz mi tam chodzić.
-Masz lekcję do szóstej?
-Już tak późno? - Odwróciła się w moją stronę z rozgniewaną miną.
-Co ci się stało? - Spojrzałam na nią pytająco. Podeszła do mnie i przyjrzała mi się z uwagą. - To krew? - Otarła mój policzek kciukiem.
-Miałam mały wypadek - Uniosła brwi do góry.
-I to tyle cie zatrzymało?
-Byłam w parku. Rysowałam - Oznajmiłam siadając przy stole. Nie stabilnie czułam się na nogach.
-Mogłaś zadzwonić.
-Wiem, przepraszam - Pogłaskała mnie po głowie.
-Zjesz coś? - Schowałam twarz w dłonie, nagle zmęczona.
- Nie dziękuję. Pójdę się położę na chwilę - Mama uśmiechnęła się do mnie usiłując bez skutku ukryć nie pokój. - Nic mi nie jest mamo.
-Przecież nic nie mówię - Zaczęła mieszać coś w garnku, a ja wyszłam z kuchni i rzuciłam się na kanapę w salonie. Włączyłam telewizor i zaczęłam tępo wpatrywać się w ekran. Z każdą chwilą obraz stawał się mniej wyraźny, a ja czułam, jak narasta we mnie ogromny chłód. Po chwili czułam się jak sopel lodu.
-Kochanie chcesz kawałek ciasta? - Mama patrzyła na mnie z nie małym przerażeniem. - Chyba jednak coś ci jest - Usiadła obok mnie i czule dotknęła mojej dłoni. - Jesteś rozpalona.
-Czuje się, jakby stała w chłodni - Zmarszczyła brwi.
-Chyba powinnam o tym powiedzieć tacie. Nigdy nie chorowałaś.
-Nie. Masz mu nic nie mówić. Za chwile mi przejdzie.
Nie przeszło. Z każdą godziną było coraz gorzej, ale przed mamą udawałam, że jest świetnie. Nie chciałam żeby się martwiła, dlatego rano wstałam z łóżka i ze sztucznym uśmiechem ruszyłam do szkoły. Każdy zapach, i głos drażnił moje zmysły. Miałam szczerą ochotę na kogoś się rzucić i wydłubać mu oczy tak bez powodu. Sary nie było w szkolę. Cieszyłam się z tego, bo nie tylko miałam spokój, ale także nie mogłam na niej wyładować swojej niewyjaśnionej irytacji. Mimo że świeciło słońce, ja panoszyłam się w grubej bluzie wciąż trzęsąc się z zimna. Wszyscy patrzyli na mnie, jak na wariatkę, a na dodatek czułam się, jakby ktoś siedział w mojej głowie, bez karnie w niej grzebiąc. Jedyne wytłumaczenie, jakie mi się nasuwało było, to że zwariowałam. Stałam oparta o ścianę, przeglądając ostatnie notatki z francuskiego. Jeżeli chodzi o mnie moim zdaniem to piękny język, ale ledwo znałam podstawy. Ile bym nie siedziała nad książkami umiałam się tylko przedstawić.
-Vous avez appris l'importance du dessin? - Podniosłam głowę znad zeszytu.
-Może po angielsku? - Spytałam z irytacją patrząc na Isaaca, który uśmiechał się szyderczo.
-Myślałem, że jesteś pilniejszą uczennicą.
-Myślałam, że jesteś tępym idiotą. Nie myliłam się - Spochmurniał.
-Jesteś nie miła.
-Nie mogę pojąć twoich humorków.
-Nie mam humorków - Zmarszczył czoło, siadając na parapecie.
- Powiedziałeś, że ludzie osądzają cie, mimo że nie znają prawdy o tobie, dlaczego więc ty też ich oceniasz?
-Nikogo nie oceniam.
-Wczoraj powiedziałeś, że mimo, że cie nie wysłuchałam uważam, że jesteś nikim. To nie jest ocenianie? Nie wiesz co o tobie myślę i wiedzieć nie chcesz, ale uwierz mi, że na pewno nie pomyślałam, że jesteś nikim - Oznajmiłam na jednym wdechu. Isaac patrzył na mnie ze zdziwieniem.
-Nie przypuszczałem, że weźmiesz to do siebie. - Zazgrzytałam zębami.
-Nie wziełam tego do siebie.
-To czemu to cie tak złości?
-Ty mnie złościsz.
-Bo mnie lubisz i podobam ci się - Popatrzyłam na niego wielkimi oczami.
-Co proszę?
-Nie zaprzeczysz.
-Oszalałeś! - Krzyknęłam oburzona.
-Widzisz nie zaprzeczyłaś - Wyszczerzył zęby w uśmiechu.
-Bo nie chce bawić się w twoją chorą gierkę.
-To żadna chora gierka tylko mój urok osobisty - Zatrzasnęłam zeszyt i spojrzałam na niego groźnie.
-Nie wiem o co ci chodzi, ale po prostu daj... - Za nim zdążyłam dokończyć zdanie, zeskoczył na ziemie i przycisnął do moich ust swoje ciepłe i miękkie wargi tym samym mnie uciszając...
super rozdział! :D
OdpowiedzUsuńHahah i znowu to zrobiłas -.- Znowu przerwałaś w takim momencie. WREDNA jesteś ;/
OdpowiedzUsuńUwielbiam. ♥
OdpowiedzUsuńKiedy dodasz następny rozdział ?
OdpowiedzUsuńCudne :D Jak ja to kocham :3 ~E
OdpowiedzUsuńo wow genialny *.*
OdpowiedzUsuń