Wśród ciemności błądzę, szukając prawdy wspomnień.
Nie chce zapomnieć o tym kim naprawdę jestem.
Nawet, gdy kurz przykryje moją pamięć, serce na zawszę pozostanie.
Ogarniała mnie senność. Powieki same opadały, choć tak naprawdę nie chciałam usypiać. Chciałam wciąż trwać w tej chwili, minucie, sekundzie, gdy trzymał mnie w ramionach. Mój anioł, mój wymarzony książę z bajki. W uszach wciąż huczały mi słowa Jestem tu dla ciebie May. Może to sobie wymyśliłam, ale jeżeli tak, chce żyć w swoim świecie. Przy nim. Tylko my i nikt więcej. Wszystko wydawało się być snem, ale jakże realnym. Smutki i problemy rozpłynęły się gdzieś w otaczającej mnie ciemności. Teraz liczył się tylko on. Nie ważne kim był, ważne, że czułam się przy nim bezpiecznie. Chciałam poznać go bliżej, poznać jego świat owiany tajemnicą, którą ja mam zamiar odkryć. Czy mogłam wiązać przyszłość z Lucyferem? Dla mnie odpowiedź była jasna, ale ludzie uznaliby mnie za wariatkę, gdybym im o tym opowiedziała... Tak. Ludzie nie mają wyobraźni. Są szarzy i nudni. Nigdy mi nie uwierzą, ale przecież ich wiara nie jest mi potrzebna.
Kołysałam się pomiędzy jawą, a snem walcząc sama ze swoimi myślami. Pragnęłam otworzyć oczy i znów go zobaczyć. Serce podpowiadało mi, że dzięki niemu będę szczęśliwa... Moich uszu dobiegł trzepot skrzydeł, ale już nie byłam w stanie uchylić powiek. Ciemność mnie pożarła.
~ ~ ~
-Cora! - W duchu modliłam się, by ten głos nie należał do niego, ale mogłam się tylko oszukiwać. Przystanęłam, a Sara posłała mi współczujące spojrzenie.
-Mam was zostawić samych? - Kiwnęłam głowa i w chwili kiedy przyjaciółka odeszłam, przy mnie przystanął Isaac.
-Czy możesz mi wytłumaczyć o co ci wtedy chodziło, czemu nie było cie w szkole... Wiesz mam wrażenie, że coś przegapiłem...
-Zamknij się na chwilę! - Popatrzył na mnie ze zdziwieniem wciąż mając otwarte usta - Proszę - Dodałam spokojniejszym głosem.
-Nic nie rozumiem.
-Wiem, wiem... Isaac - Jego imię miękko przeszło przez moje usta. - Ja wiem dlaczego jesteś... Dlaczego masz takie zdolności...
-Skąd - Spytał szeptem.
-Nie tu - Chwyciłam go za rękę i pociągnęłam za sobą. Czułam jak wbija we mnie swój natarczywy wzrok. Miałam ochotę go za to uderzyć. Był jeszcze gorzej niecierpliwy niż ja.
-Gdzie idziemy? - Wywróciłam oczami, nie odpowiadając na pytanie. Wiedziałam, jak się czuł. W jego głowie kłębiło się mnóstwo pytań, a na połowę nawet nie będę mogła mu odpowiedzieć. - Cora?
-Chwila - Szliśmy podziemnymi korytarzami naszej szkoły, o których wiedzieli nieliczni. Nikt nigdy nie interesował się tym zbytnio, jednak ja czułam, że kiedyś inna droga ucieczki może mi się przydać. Otworzyłam ciężkie, metalowe drzwi i weszliśmy do starej, zaniedbanej kotłowni. Zamknęłam nas tu i spojrzałam na niego niepewnie. Panował tu pół mrok, ale doskonale mogłam dostrzec jego lekko wystraszone oczy - Odpowiesz mi w końcu na pytanie?
-Tak - Mój głos brzmiał dziwnie słabo. Bałam się.
-Więc słucham - Oparł się o ścianę, krzyżując ręce na klatce.
-Zaczęłabym od powiedzenie '' To nie takie proste'', ale pewnie byś mnie wyśmiał - Faktycznie się zaśmiał, ale nie ułatwił mi tym sprawy. Przełknęłam głośno ślinę i zacisnęłam mocno powieki - Jesteś Bożym dzieckiem... Na szatana, jak to zabrzmiało... - Otworzyłam oczy i spojrzałam na jego otępiała minę.
-Co? - Tylko tyle z siebie wykrztusił.
-Twoim ojcem jest Bóg - Jego imię wypowiedziałam z niemałym obrzydzeniem.
-Robisz sobie ze mnie żarty? - Pokręciłam przecząco głową.
-Chciałabym...
-Skąd niby możesz wiedzieć?! - Gdy wrzasnął, aż podskoczyłam do góry. - Nie rób ze mnie idioty!
-Nie robię - Szepnęłam w przeciwieństwie do niego.
-Myślałem, że jesteś inna...
-Przestań Isaac. Mówię prawdę - Spojrzał na mnie spode łba.
-Nie kpij sobie ze mnie - Warknął.
-Jak mogę cie przekonać, że mówię prawdę? - Byłam załamana. Nie tego się spodziewałam.
-Zawiodłaś mnie. Myślałem, że jesteś wyjątkowa, że mnie rozumiesz, a ty się tylko ze mnie śmiejesz. Byłem twoją zabawką co?
-Nie... Nie! Przestań wygadywać takie bzdury! Ty jesteś synem Boga ja córką Szatana... - Ledwo stałam na nogach. Cała drżałam. Miałam ochotę się rozpłakać.
~ ~ ~
Brzmiała tak szczerze, a jej oczy były takie zrozpaczone. Chciałem jej uwierzyć, naprawdę chciałem, ale nie mogłem. To wszystko brzmiało, jak jedna wielka bzdura. Bajka wymyślona tylko po to by mnie pogrążyć.
-Czemu mi to robisz? - Brzmiałem obco sam dla siebie.
-Proszę cie uwierz mi. Nie okłamałabym cie - Pokręciłem głową, zaciskając zęby - Nie chciałam się z tobą zadawać, bo jesteśmy wrogami. Twój i mój ojciec nienawidzą się... Myślałam, że my też musimy...
-Przestań łżeć! - Była blada i wystraszona. Sam nie mogłem uwierzyć w siłę mojego głosu.
-Pomyśl to ma sens... - Nie poddawała się. Imponujące.
-Nic nie ma sensu - Czułem, jak rośnie we mnie złość. Wiedziałem, że to zaraz nastąpi. Zorbie jej krzywde, choć wcale nie chcę. - Sama nie wierzysz w to co mówisz.
-Błagam cie Isaac... Błagam uwierz mi - Zaczęłam wolniej oddychać. Ledwo utrzymywała się stojąc. Oparła się plecami o ścianę - Przestań to robić - Sapnęła - Przestań mnie krzywdzić. Zdajesz sobie sprawę, że to ty? Dusisz mnie - Znieruchomiałem. Ogarnęło mnie przerażenie - Nie... mogę....
oddychać - Osunęła się na ziemie...
~ ~ ~
- To człowiek wybiera, gdzie chce się znaleźć po śmierci. Dopiero po śmierci poznaję prawdę o naszym świecie. Niebo to nie raj, piekło to nie wieczne potępienie.. - Wsłuchiwałam się w jego głos, jak w niezwykła melodię, która zmuszała do tańca wszystkie moje nerwy.
-A moi rodzice? Gdzie są? - Uśmiechnął się do mnie, obejmując mnie w pasie i przyciągając do siebie.
-W niebie - Posmutniałam, ale on to zauważył i pocałunkiem starł ten smutek - Nie musisz się martwić. Nie mają tam źle - Otoczył mnie swoimi czarnymi, jak noc skrzydłami.
-Czemu się nienawidzicie? - Przymrużyłam oczy, jakby to jego blask mnie oślepiał.
-Oboje dążyliśmy do władzy. To nas poróżniło. Nie chciałem być od niego zależny, ale on uważał się za króla. Nie podobało mu się to, że mu się przeciwstawiam. Odszedłem chcąc mieć swoje królestwo. Mu się to nie spodobało i w ludzki umysłach rozsiał zalążek, że Szatan jest zły.
-Nie chciałeś by myślano inaczej?
-Nie. Ludzie i tak w końcu dowiadują się jaka jest prawda - Uśmiechnął się delikatnie, odgarniając zabłąkany kosmyk włosów z mojego policzka - Teraz wystarcza mi tylko to, że ty wiesz jak jest naprawdę.
-Zatem czemu ja? - Ujął moją twarz w dłonie i spojrzał w moje oczy.
-Bo masz w sobie coś, czego nie mają inni.
-Co?
-Masz wiarę, bezinteresowną dobroć, a przede wszystkim jesteś czysta jak klejnot. Urzekło mnie to. Przez tysiące lat szukałem kobiety takiej jak ty. Jesteś moim ideałem May.
Wybaczcie, że ten rozdział taki trochę postrzępiony, ale mam nadzieje, że nie wyszedł najgorzej :)
Ale super *.* Z reszta jak zawsze <3
OdpowiedzUsuńSuper. : *
OdpowiedzUsuńŚlicznie jak zawsze :3 ~E
OdpowiedzUsuń