czwartek, 3 października 2013

Rozdział 7

I gdy patrzę w gwieździste niebo mam wrażenie, że tonę w jego ciemnym blasku.
Ciągnie mnie ku sobie i woła i błaga
bym już nigdy wpatrywać się w nie nie przestała




Oddech na chwile uwiązł mi w gardle, a ja znieruchomiałam zaskoczona. Błagałam się w myślach, by móc się odsunąć, ale potrafiłam tylko rozchylić wargi i utonąć w tym pocałunku, jak w oceanie. Dłonie Isaaca spoczęły na moich biodrach w silnym uścisku. Przyciągnął mnie do siebie gwałtownie, aż z moich ust wydobył się cichy jęk. Zacisnęłam powieki, położyłam ręce na jego szybko unoszącej się klatce i rozpaczliwym gestem odepchnęłam go od siebie.
-Czemu to robisz? - Spytał okrutnie smutnym głosem - Czemu wciąż mnie odpychasz? - Westchnęłam, a on przycisnął swoje zimne czoło do mojego rozpalonego - Przecież nie jestem zły.
-Nie? - Mój głos był ochrypły, cichy, słaby. Jego szczęka zaciskała się i rozluźniała w rytm jego oddechu.
-Nie chciałem podpalić tego chłopaka - Przerwał, wypatrując mojej reakcji, ale ja tylko stałam i patrzyłam w jego oczy z uwagą - Nie panuje nad tym. Gdy jestem zły dzieją się różne rzeczy, których wcale nie chce.
-Jakie rzeczy? - Zapytałam cicho.
-Pomyślałem o ogniu, a on się zapalił. Gdy myślę o wodzie ludzie zaczynają się dławić i nią pluć. Jestem, jak odbezpieczony granat, a moim zapalnikiem jest gniew -  Popatrzyłam na niego wielkimi oczami - Gdy powiedziałem moim rodzicom co się ze mną dzieje nie uwierzyli. Powiedzieli, że zwariowałem, jestem niebezpieczny i żałują, że mnie adoptowali - W jego oczach czaiło się cierpienie - Ja nie wiem, jak to robię - Z sykiem wciągnęłam powietrze.
-Na szatana ty o niczym nie wiesz - Kręcąc głową, zaczęłam cofać się ze zbolałą miną.
-O czym? O czym nie wiem?! - Chwycił mnie za ramiona i potrząsał moim ciałem, jak marionetką - Cora o czym ty bredzisz?
-Muszę... Muszę iść - Wyrwałam się z jego uścisku i pościłam się biegiem przez korytarz, czując na plecach jego ciężki wzrok. To by wszystko wyjaśniało, dlaczego na wstępie mnie nie znienawidził. Jaka ja byłam głupia. Bożek zrobił sobie na boku dzieciaka i nie przyznał się do niego. Tak to było podobne do niego.
Wypadłam ze szkoły, jak oparzona zwracając na siebie uwagę kilku osób. Posłałam im karcące spojrzenia, ale oni tylko zaczęli szeptać między sobą, co sprawiło, że moje nerwy były na skraju wyczerpania. Zatrzymałam się na chwile, by złapać oddech, a moich uszu dotarła rozmowa dwóch blondynek.
-Ta wariatka całowała się przed chwila z tym podpalaczem - Powiedziała jedna, a druga zachichotała.
-Dobrali się. Teraz tylko czekajmy, aż i ją podpali - Zacisnęłam dłonie w pięści i z twarzą ściągniętą wściekłością podeszłam do plastikowych laleczek. Palcem dotknęłam ramienia jednej z nich, a gdy się odwróciła wymierzyłam jej policzek.
-Następnym razem, radzę plotkować odrobinę ciszej - Warknęłam.
-Ty dziwko! - Z łapami rzuciła się na mnie jej przyjaciółka.
-Ja dziwką? Spójrz w lustro - Nie zwracając uwagi na nic więcej, ruszyłam w stronę wyjścia z placu szkoły. Wiedziałam, że teraz będę głównym tematem plotek, ale nie to mnie interesowało. Jedyna osoba, która błądziła w mojej głowie to Isaac. Szłam chwiejnym krokiem, co jakiś czas musząc przystanąć, podtrzymać się drzewa, bądź latarni. Było ze mną coraz gorzej.  Słyszałam krzyki, piski, płacz, ale gdy się rozglądałam nikogo prócz śmiejąc się do mnie cieni nie było w pobliżu. Strach rósł we mnie coraz bardziej. Chciałam, jak najszybciej dotrzeć do domu, gdy wspinałam się po schodkach do drzwi wejściowych w mojej głowie rozbrzmiał przeraźliwy wrzask.
-Stój! stój.. stój - Słowa odbijały się echem - Precz stąd! - Powoli odwróciłam głowę za siebie, a z moich ust wyrwał się pisk. Chuda, ciemna postać unosząca się nad ziemią, wpatrywała się we mnie czerwonymi, szklistymi oczami - Przekrocz ten próg, a pożałujesz - Jej kościsty, długi place był wycelowany w moją stronę - Zakłóciłaś porządek. Teraz musisz za to zapłacić - Moje oczy były, jak dwa spodki. Zimny pot oblał całe moje ciało. Szybkim ruchem złapałam za klamkę i wbiegłam do środka wystraszona na śmierć.

Siedziałam skulona w kącie, drżąc i szczękając zębami.
-Cora? - Mama podeszła do mnie i kucnęła o bok, kładąc ręce na moich policzkach - Co się stało kochanie? - Spytała troskliwie.
-Ona wciąż tam jest? - Wychrypiałam.
-Kto? - Nie dopowiedziała, a ona wstała i wyjrzała przez okno - Cora tam nikogo nie ma - Powiedziała przestraszona. Odetchnęłam z ulgą i dźwignęłam się z ledwością do góry - Brałaś coś? - Popatrzyła na mnie podejrzliwie.
-Słucham?
-Jesteś naćpana?
-Mamo! - Skarciłam ją wzrokiem.
-Wybacz kochanie, ale wyglądasz, jak po niezłej dawce amfetaminy.
-Przestań - Warknęłam. Cofnęła się o krok i przyjrzała mi się uważnie.
-Co się dzieje?
-Muszę porozmawiać z tatą.

~ ~ ~

-To nic nie zmienia -  Słowa ojca, zakuły mnie, jak sztylet wbity w serce.
-Co? - Szepnęłam.
-To nasz wróg Coro. Czy jest tego świadomy, czy nie. Masz trzymać się od niego z dala.
-Ale tato! - Posłał mi karcące spojrzenie.
-Przestań Coro.
-Nie! On nic nam nie zrobił. Czemu go dyskryminujesz?! - Poderwałam się z fotela, na którym siedziałam.
-Uspokój się dziecko - Powiedział chłodno. Nigdy w taki sposób do mnie nie mówił, nigdy tak na mnie nie patrzył. W tej chwili był dla mnie obcy.
-Nie chcę z tobą rozmawiać - Wycedziłam przez zaciśnięte zęby.
-Nie odchodź! - Nie zważałam na jego rozkaz i przeszłam przez portal. którym tu dotarłam. Siłą umysłu szybko go zamknęłam, nie chcąc by poszedł za mną. Stałam, wpatrując się w lustro z nienawiścią.
-Opowiesz mi co się stało? - Głos mamy, dobiegł zza moich pleców.
-To skomplikowane - Powiedziałam cicho.
-Jestem twoją matką. Nie zapominaj o tym. Chce cie wysłuchać, choćbyś miała mówić szyfrem - Odwróciłam się w jej stronę, ze łzami w oczach.
-Chce być normalnym człowiekiem - Szepnęłam. Podeszła do mnie i mocno mnie przytuliła.
-Wiesz, że to nie prawda. Jesteś wyjątkowa. Jedyna taka. Bycie normalnym człowiekiem to strata tego wszystkiego.
-Ty jesteś człowiekiem. Czemu ja też nie moge?
-Jesteś moją córką co sprawia, że po części jestem taka jak ty. Wyjątkowa.
-Wyjątkowość nie polega na tym kim się jet, tylko jak się żyje.
-Kiedy stałaś się taka mądra? - Spytała, cicho się śmiejąc.
-Mamo?
-Tak?
-Co to znaczy kochać?

Pierwszy raz w życiu rozdział pisałam dwa razy. Za pierwszym podejściem wyszedł tak żałosny, że musiałam podjąć się pisania raz drugi i mam nadzieję, że ten jest lepszy :) Dziękuję za komentarze i za to, że czytacie. Pozdrawiam! ;*

4 komentarze: