czwartek, 10 października 2013

Rozdział 8


Wśród gąszczu ludzi widzę tylko ciebie
cień twych skrzydeł unosi się nad niebem
bo jesteś moim przyjacielem.


Przez cały tydzień, siedem dni, sto sześćdziesiąt osiem godzin, tysiąc czterysta czterdzieści minut nie wychodziłam ze swojego pokoju, nikogo też do niego nie wpuszczałam. Bałam się znów zobaczyć tajemniczą postać. Nie chciałam zobaczyć taty ani mamy. Nie chciałam widzieć Isaaca. Nie mogłabym... Moje serce nie wytrzymałoby tego. Co to znaczy kochać? To pytanie zadałam mamie, ale jej odpowiedź nie była prosta. Każdy kocha na swój sposób. Każdy inaczej postrzega miłość, ale jest coś co łączy wszystkich zakochanych... Gdy widzisz swoją miłość czujesz się tak, jakbyś miała zaraz przestać oddychać. Czujesz, że się topisz. Bo miłość to ból. Choćbyś była szczęśliwa, ona wciąż sprawia ból.  Te słowa przeraziły mnie, jak nic na tym świcie. Miłość to ból, ludzie są masochistami przyjmując ją do siebie. Przez te siedem dni nie spoglądałam w lustro. Brzydziłam się spojrzeć sobie w oczy. Czemu? Chciałabym znać na to odpowiedź. Stałam tępo wpatrując się w białe drzwi. Wyjście przez nie wydawało mi się teraz niemożliwe.
-Cora? - Głos mamy wyrwał mnie z zamyślenia.
-O co chodzi? - Mój głos wydawał mi się obcy.
-Sra przyszła. Wpuścić ją? - Sara. Przyjaciółka, której nic nie mogłam powiedzieć.
-Proszę mnie puścić... Cora otwieraj Te drzwi, bo wejdę przez okno - Rudowłosa brzmiała poważnie. Z westchnieniem chwyciłam za klamkę, która ustąpiła pod moim naciskiem.
-Hej - Pomachałam do niej ze sztucznym uśmiechem. Mama patrzyła na mnie z troską zza pleców Sary.
-Oszalałaś? Jak śmiałaś się do mnie nie odzywać przez cały tydzień? Prawie zwariowałam. Martwiłam się o ciebie i pewnie gdybym tu nie przyszła o niczym bym się nie dowiedziała. Zachowałaś się nie dorzecznie, a teraz słucham - Umilkła, a ja wpatrywałam się w nią z uniesionymi brwiami. - Co? - Spytała się marszcząc czoło.
-Brakowało mi tej nawijki - Uśmiechnęła się szeroko i wepchnęła mnie do środka.
-Wybacz mi Mayu, ale muszę poważnie porozmawiać z twoją córką - Zwróciła się do mojej mamy, która mimo woli zaśmiała się i pokiwała głową.
-Rozumiem, ale dziewczynki chyba powinniście iść do szkoły.
-Później - Rudowłosa zatrzasnęła za nami drzwi i rozsiadła się na moim rozkopanym łóżku. - Rozumiem, że popadłaś w depresję? Potrzebujesz pomocy? Strasznie schudłaś to może anoreksja. Zacznij coś mówić...
-Nie chce ci przerywać - Oparłam się o ścianę, krzyżując ręce na klatce piersiowej.
-Przepraszam, ale chciałabym dowiedzieć się co działo się z moja najlepszą przyjaciółką - Powiedziała z naciskiem na najlepszą. Otworzyłam usta, a potem je zamknęłam. Chciałam jej powiedzieć.  - Cora? Co się stało?
-Jak ci powiem uznasz mnie za wariatkę - Spojrzała na mnie z wyrzutem.
-Nigdy bym nie uznała cie za wariatkę.
-To nie jest takie proste.
-Cora wiem, że coś ukrywasz i na prawdę możesz mi o tym powiedzieć - Zagryzłam wargę i odwróciłam wzrok. Gardło miałam zaciśnięte, a mój oddech był urywany. Teraz albo nigdy.
-Ja... Jestem córką Lucyfera - Spojrzałam na nią. Wpatrywała się we mnie wielkim oczami z lekko rozchylonymi ustami.
-Ty tak na serio?
-Widzisz. Nie wierzysz mi.
-Nie kpisz sobie ze mnie? - Spytała cicho.
-Nie - Pokręciłam głową, mrugając by się nie rozpłakać. Głośno przełknęła ślinę.
-Ale nie jesteś zła, więc jakim cudem?
-To wszystko nie jest takie, jak ci się wydaje. Bóg nie jest taki dobry, a szatan. Mój tata nie jest taki zły. Są jak my. Popełniają błędy. Jedyne co się zgadza to, to że się nienawidzą.
-To brzmi, jak jakaś bajka.
-Wiem, ale jeżeli chcesz to ci coś pokażę - Przytaknęła, a ja ściągnęłam przez głowę koszulkę i odrzuciłam ją na bok. Odwróciłam się do niej plecami i odgarnęłam włosy do przodu - Teraz podejdź i przyjrzyj się moim plecom - Wiedziałam co tam zobaczy. Bladą bliznę w kształcie odwróconego v.
-Co to? - Spytała, delikatnie jeżdżąc palcem po skórze.
- Ślad. Ślad po moich skrzydłach.
-Nie widziałam tego wcześniej - Szepnęła.
-Jeżeli nie wiesz czego szukać, nie znajdziesz tego.
- Od jak dawna wiesz kim jesteś?
-Od zawsze - Obróciłam w jej stronę twarz. Zdawała się być zmieszana, ale w jej oczach dostrzegłam zrozumienie.
-Czemu mi o tym nie powiedziałaś?
-Wiele razy chciałam, ale nie mogłam się zebrać.
- W takim razie czemu teraz? - Odsunęłam się od niej i spławiłam głowę.
-Bo wariuje i... I chyba zakochałam się - Zerknęłam na nią. Oblizała wargi, podeszła do mnie i mocno mnie przytuliła.
-Cora cieszę się, że mi powiedziałaś i może jestem zwariowana, ale ci wierzę.
-Dziękuję.
-A teraz, kim on jest?

Mam nadzieję, że wam się podobał :) Następny rozdział w końcu będzie nawiązywał do prologu czyli Mayi i Lucyfera. Prawdopodobnie pojawi się pod koniec następnego tygodnia. Pozdrawiam i dziękuje ;*

4 komentarze:

  1. Hej, tu ja. Gal Anonim.
    Jak może się nie podobać? Jest tak świetny, że nie dajesz mi wyboru. Ten rozdział po prostu podobać się musi. Nie ma bata. Czekam na następny. Wiem, my czytelnicy jesteśmy jak piranie... albo wampiry... Już wiem! Pirapiry alby Wampanie.

    Z poważaniem
    Gal Anonim

    OdpowiedzUsuń
  2. Cuuuudooooooo :3 ~E

    OdpowiedzUsuń
  3. superowy bardzo super się czyta :*

    OdpowiedzUsuń