czwartek, 19 grudnia 2013

Rozdział 19

I jest tak, że nie moge spać.
I wciąż zastanawiam się, co przyniesie jutrzejszy dzień.
Może spotkam cie w tłumie i spojrzę w twe oczy
i serce na chwile zatrzyma się, a ty nadal przed siebie będziesz kroczyć. Miniesz mnie obojętnie, bo przecież mnie nie ma, jestem tylko brudnym powietrzem, nikłym wspomnieniem i złamanym sercem.



Na dworze powoli zapadał zmrok i wiał delikatny wiaterek, który rozwiewał moje rozpuszczone włosy. Wciąż czułam niepokój po tym co powiedziała mi Lily. Zastanawiałam się, jak to możliwe? Przecież ona jest zwyczajnym dzieckiem, ale... Dzieci nie kłamią. Nie wymyśliła sobie tego co widzi, byłam tego pewna. Wzięłam głęboki oddech i spojrzałam na tarasowe drzwi wiktoriańskiego domku. Siedziałam na drewnianej huśtawce, zwisającej z drzewa, czekając na Isaaca, który żegnał się z matką i przyrodnią siostrą. Nie chciałam im przeszkadzać, tym bardziej, że Isaac mógł już nigdy więcej ich nie zobaczyć. Serce ścisnęło mi się boleśnie. To też dotyczyło mnie. Już nigdy więcej mogłam nie zobaczyć mamy, czy taty... Prawdopodobieństwo, że stracę ich na zawsze rozsadzało mnie od środka, skręcając wszystkie wnętrzności. Starałam się o tym, jak najmniej myśleć, ale dzień naszej walki z Fidem był coraz bliżej. Dzień sądu. Potrząsałam głową, jakby to miało mi pomóc wyrzucić te myśli z głowy. Nie mogłam w nas zwątpić, bo inaczej przegramy. Byłam o tym święcie przekonana. Wiara to jedyne co nam zostało.
-Czuje się tak, jakbym znał ich od zawsze. - Szept Isaaca, uciszył burze w mojej głowie.
-Spodziewałeś się tego? - Spytałam, nie odwracając się do niego. Poczekałam aż podszedł i objął mnie w tali i dopiero wtedy spojrzałam mu w oczy. Były jednocześnie smutne i radosne. Tak skrajne emocje, jednocześnie nigdy nie wróżyły nic dobrego.
-Sam nie wiem czego się spodziewałem - Pocałował mnie w czubek głowy i schował twarz w moich włosach. - Czuje się źle odchodząc i nie mówiąc jej prawdy.
-Prawda nie zawsze jest dobra.
-Ale lepsza od kłamstwa.
-Nie zawsze, czasem prawda rani tak boleśnie, że później tej rany nie da się zasklepić. Nie raz warto nie wypowiadać słów, które mogą odmienić życie.
-Ty zaryzykowałaś mówiąc mi o tym kim jestem. - Podniósł głowę do góry i wbił we mnie szmaragdowe spojrzenie.
-I teraz nie wiem czy powinnam tego żałować - Szepnęłam, odwracając wzrok. - Może gdybym postąpiła inaczej...
-A ja cieszę się, że to zrobiłaś.
-Czemu? - Nie odpowiedział. Chwile przyglądał mi się, a potem złożył delikatny pocałunek na moich rozchylonych wargach. Westchnęłam cicho, a Isaac przyciągnął mnie bliżej. Chciałam całować i czuć go dalej, ale oderwałam się od niego i dysząc, oparłam głowę o jego szybko unoszącą się klatkę piersiową.
-Coś nie tak? - Spytał z troską.
-Lily widzi nasze skrzydła.
-Co? Przecież my nie mamy skrzydeł.
-Takich materialnych nie, ale gdybyś się przyjrzał, zauważyłbyś pewnie ledwo widzialny kontur. Zwykły człowiek nie może go dostrzec, ale ta mała...
-Uważasz, że nie jest człowiekiem?
-Uważam, że jest z nią coś nie tak. - Przyjrzał mi się uważnie. Nie chciał w to uwierzyć. Nie dziwiłam mu się. Lily była tylko małą dziewczynką, jego młodszą siostrą. Nie potrafił dostrzec teraz tego co ja.
-Co masz na myśli?
-Nic, ale dowiem się, dlaczego widzi. - Zacisnął usta w wąską kreskę i pokręcił głową.
-Musisz?
-Tak Isaac muszę - Odsunął się ode mnie, nie patrząc mi w oczy. Dlaczego każdy facet musi być taki sam, nawet syn Boga? - Może grozić jej przez to niebezpieczeństwo. Może maczała w tym palce Fidem? Pomyśl.
-Czego mogłaby od niej chcieć?
-Może chce użyć ją przeciwko nas?
-To tylko mała dziewczynka! - Wykrzyknął. Sfrustrowana poderwałam się do góry.
-Ale jest także twoją siostrą, a Fidem chce twojej śmierci. - Zacisnął szczękę i odwrócił się do mnie plecami.
-Przepraszam. - Westchnęłam zirytowana.
-Nie ma za co. - Powiedziałam zbyt chłodno i ruszyłam trawnikiem na przód podwórka.
-Gdzie idziesz? - Szybko się ze mną zrównał i teraz szedł obok mnie.
-Wracam do domu.
-Nie chce tam wracać. - Wsunął swoje palce w moje. Przystanęłam.
-Ja też. - Szepnęłam. Przyciągnął mnie do siebie i zamknął w silnym uścisku.
-Przenieś nas w jakieś ciche miejsce.
-Gdzie? - Zastanowił się chwile, a potem jego oczy rozbłysły.
-Do swojego własnego świata.- Spojrzałam na niego ze zdziwieniem.
-Myślisz, że to możliwe?
-Myślę, że dla ciebie nie ma rzeczy nie możliwych. - Uśmiechnęłam się delikatnie i przymknęłam oczy. Zaczęłam wyobrażać sobie beztroską polankę, mały strumyczek i ogromne drzewo pod, którym można się ukryć. Gdy cały obraz uformował się w mojej głowie, pomyślałam sobie, że to miejsce istnieje naprawdę i właśnie tam chce się teraz znaleźć. Świat wokół mnie  zatrzymał się, a potem poczułam, jak z ogromną siłą przebijam się przez gruby mur, który oddziela tą rzeczywistość od mojej wymyślonej. Oddech ugrzązł mi w gardle i nim zdążyłam otworzyć oczy, moich uszu dotarł szum wody, płynącej nieopodal.

2 komentarze: