Z głębokim wdechem spojrzałam na Isaaca. Patrzył na mnie z troską i niemym pytaniem, malującym się w oczach. Prychnęłam i odsunęłam się od niego.
-Ta dziwka zrzuciła mnie ze schodów, czuje się świetnie - Jego brwi powędrowały do góry.
-Nie wyglądasz za dobrze - Posłałam mu wściekłe spojrzenie.
-Droczysz się ze mną czy jesteś kompletnym idiotą? - Kącik jego ust powędrował lekko do góry.
-Może odrobinę tego i tego?
- Myślę jednak, że to drugie - Rzuciłam i ruszyłam w stronę drzwi jeszcze raz zerkając na wystraszoną Angele. Zastanawiałam się gdzie zniknęła jej cała pewność i zadufanie w sobie. Przecież z twarzy tej suki wszech wielkość nigdy nie znikała. Wyszłam na zewnątrz wdychając wieczorne powietrze. Czasem powinnam bardziej przejmować się moimi wizjami. Kto wie może któraś będzie dotyczyła mojej śmierci. Zbiegłam po schodkach prowadzących na taras, kurczowo trzymając się poręczy. Wciąż kręciło mi się w głowie, a na dodatek czułam mdłości. Ta blond cipa zapłaci mi za to. Jeszcze nigdy nie byłam tak na kogoś wkurzona. Nie czułam takiej złości w sobie. Przecież byłam dobrym człowiekiem, nigdy nie chciałam czyjeś krzywdy... Chyba, że tak naprawdę to nie jestem ja. To nie moja prawdziwa natura. Potrząsałam głową chcąc wyrzucić te myśli. Nie mogę ulegać stereotypom. To, że jestem córką szatana nie oznacza, że muszę być zła.Przecież sama wiem o tym najlepiej. Jestem dobra tylko czasem zdarzają mi się ciężkie chwile. O tak. Właśnie tak jest. To przekonywanie samej siebie do tego kim jestem naprawdę, sprawiało, że czułam się, jak kompletna wariatka. Poczułam czyjąś dłoń na plecach i momentalnie obróciłam się do intruza twarzą.
-Ty mnie w ogóle nie słuchasz - Poskarżył się Isaac. Wzniosłam oczy do nieba. Jeszcze on? Musiał przypałętać się właśnie on? Spojrzał na mnie z udawanym wyrzutem. W tej właśnie chwili zdałam sobie sprawę, że on nie ma pojęcia kim jestem. Nie wiem, że nie powinien się do mnie uśmiechać, rozmawiać ze mną, patrzeć na mnie w taki sposób. Tylko ile czasu zajmie mu odkrycie prawdy i znienawidzenie mnie, tak jak ja go? Chociaż chwila... Czy ja go naprawdę nienawidzę? Jestem zdolna do takiego władczego uczucia?
-Czego chcesz? - Warknęłam, robiąc krok do tyłu.
-Pytałem czy chcesz bym odprowadził cie do domu. Moim zdaniem nie powinnaś iść sama...
-Ale lepiej żebym poszła z kimś kto podpalił drugiego człowieka? - Wypaliłam za nim zdążyłam się powstrzymać. Nie chciałam być wredna. Samo tak wyszło. Wzruszył ramionami, chowając dłonie do kieszeni ciemnych spodni.
-Chyba tak - Pokręciłam głową niedowierzająco.
-Nie - Powiedziałam stanowczo.
-Boisz się mnie? - Na jego ustach pojawił się seksownych uśmieszek. Parsknęłam, odwracając się od niego i ruszając przed siebie.
-Chciałbyś co? - Rzuciłam na odchodne, ale on nie poddawał się. Szybko mnie dogonił i zaczął iść obok, wciąż wpatrując się we mnie swoimi zielono złotymi oczami.
-A może wręcz przeciwnie? - Odpowiedź pytaniem na pytanie nie wróżyła nic dobrego...
-Mogę uznać, że mnie prześladujesz - Szepnęłam , wpatrzona w horyzont. Słońce prawie już zaszło dzięki czemu niebo oblane było wieloma odcieniami różu i pomarańczy.
-Czemu nie? Lubię uchodzić za niebezpiecznego - Zerknęłam na niego przelotnie. Wciąż się uśmiechał. Zatrzymałam się i spojrzałam na niego z zaciętą miną.
-Może nie musisz uchodzić za niebezpiecznego, bo niebezpieczny już jesteś? - Także się zatrzymał, a uśmiech z jego twarzy znikł. Oblizał usta i wbił we mnie przenikliwe spojrzenie.
-Czemu tak uważasz?
-Wnioski same się nasuwają.
-Wnioski mogą być błędne nie uważasz? - Odwróciłam wzrok, szukając jakiś słów.
-Być może, ale...
-Ale co? Prawie mnie nie znasz i uważasz, że jestem groźny? - Na chwilę odebrało mi mowę. Co on chciał udowodnić? Zagryzłam wargę speszona.
-Sam powiedziałeś, że kogoś podpaliłeś. To chyba mówi samo za siebie.
-Znasz tylko mały, nędzny kawałeczek całej historii - Głowa bolała mnie coraz mocniej, a ta rozmowa sprawiała, że czułam się coraz mniej pewnie. Nogi uginały się pod ciężarem mojego ciała, jakbym ważyła z tone.
-Ale moim zdaniem znaczący.
-Właśnie, twoim zdaniem. Dopuszczasz do siebie, że może jest zupełnie inaczej niż ty myślisz? Namalowałaś sobie w tej ślicznej główce idealny świat, który idealny wcale nie jest - Zerwał się silny wiatr, a liście, które zaczęły już powoli spadać z drzew, zawirowały u naszych stóp. Głośno przełknęłam ślinę i spojrzałam na niego pewnie. Iskierki irytacji tańczyły w jego oczach.
-Nie wiesz, jaki świat maluje się w mojej głowie - Mój głos brzmiał tak słabo, jak i pewnie. Przymknął oczy i uśmiechnął się delikatnie.
-No jasne - Powiedział to bardziej do siebie niż do mnie. Pochylił się w moją stronę i schował zbłąkany kosmyk moich włosów za ucho - Do zobaczenia - Szepnął i odszedł w przeciwną stronę. Stałam wpatrzona w jego plecy. Co to do kurwy nędzy miało być?
-Cora! - Usłyszałam za sobą piskliwy głos Sary. Przybrałam, jak najbardziej obojętny wyraz twarzy i odwróciłam się do niej.
-Wracam do domu - Oznajmiłam za nim zdążyła coś powiedzieć.
-Słyszałam co zrobiła Angela i chciałam zobaczyć, jak się czujesz...
-W porządku. Jest dobrze - Przerwałam jej zmęczona.
-Nie wierzę, że mogła to zrobić! Co za durna idiotka! Mogła cie zabić - Pokiwałam głową, kładąc jej dłoń na ramieniu.
-Sara jest dobrze, ale chcę już wrócić do domu. Ty zostań i baw się z Bradem, a jutro mi wszystko opowiesz, dobrze? - Westchnęła, wywracając oczami.
-Ale nie zemdlejesz po drodze?
-Dam sobie rade. Na prawdę - Ucałowałam ją w policzek i odeszłam. Wzięłam głęboki wdech i wyrzuciłam Isaaca z głowy. On nie był teraz ważny. Ważne było to, jak miałam zemścić się na Angeli. Upokorzyła mnie, a ja nie dam sobą pomiatać nigdy więcej.
Co myślicie o takim szablonie? Ten czy inny? :)