sobota, 31 sierpnia 2013

Rozdział 4





Z głębokim wdechem spojrzałam na Isaaca. Patrzył na mnie z troską i niemym pytaniem, malującym się w oczach. Prychnęłam i odsunęłam się od niego.
-Ta dziwka zrzuciła mnie ze schodów, czuje się świetnie - Jego brwi powędrowały do góry.
-Nie wyglądasz za dobrze - Posłałam mu wściekłe spojrzenie.
-Droczysz się ze mną czy jesteś kompletnym idiotą? - Kącik jego ust powędrował lekko do góry.
-Może odrobinę tego i tego?
- Myślę jednak, że to drugie - Rzuciłam i ruszyłam w stronę drzwi jeszcze raz zerkając na wystraszoną Angele.  Zastanawiałam się gdzie zniknęła jej cała pewność i zadufanie w sobie. Przecież z twarzy tej suki  wszech wielkość nigdy nie znikała. Wyszłam na zewnątrz wdychając wieczorne powietrze. Czasem powinnam bardziej przejmować się moimi wizjami. Kto wie może któraś będzie dotyczyła mojej śmierci. Zbiegłam po schodkach prowadzących na taras, kurczowo trzymając się poręczy. Wciąż kręciło mi się w głowie, a na dodatek czułam mdłości. Ta blond cipa zapłaci mi za to. Jeszcze nigdy nie byłam tak na kogoś wkurzona. Nie czułam takiej złości w sobie. Przecież byłam dobrym człowiekiem, nigdy nie chciałam czyjeś krzywdy... Chyba, że tak naprawdę to nie jestem ja. To nie moja prawdziwa natura. Potrząsałam głową chcąc wyrzucić te myśli. Nie mogę ulegać stereotypom. To, że jestem córką szatana nie oznacza, że muszę być zła.Przecież sama wiem o tym najlepiej. Jestem dobra tylko czasem zdarzają mi się ciężkie chwile. O tak. Właśnie tak jest. To przekonywanie samej siebie do tego kim jestem naprawdę, sprawiało, że czułam się, jak kompletna wariatka. Poczułam czyjąś dłoń na plecach i momentalnie obróciłam się do intruza twarzą.
-Ty mnie w ogóle nie słuchasz - Poskarżył się Isaac. Wzniosłam oczy do nieba. Jeszcze on? Musiał przypałętać się właśnie on? Spojrzał na mnie z udawanym wyrzutem. W tej właśnie chwili zdałam sobie sprawę, że on nie ma pojęcia kim jestem. Nie wiem, że nie powinien się do mnie uśmiechać, rozmawiać ze mną, patrzeć na mnie w taki sposób. Tylko ile czasu zajmie mu odkrycie prawdy i znienawidzenie mnie, tak jak ja go? Chociaż chwila... Czy ja go naprawdę nienawidzę? Jestem zdolna do takiego władczego uczucia?
-Czego chcesz? - Warknęłam, robiąc krok do tyłu.
-Pytałem czy chcesz bym odprowadził cie do domu. Moim zdaniem nie powinnaś iść sama...
-Ale lepiej żebym poszła z kimś kto podpalił drugiego człowieka? - Wypaliłam za nim zdążyłam się powstrzymać. Nie chciałam być wredna. Samo tak wyszło. Wzruszył ramionami, chowając dłonie do kieszeni ciemnych spodni.
-Chyba tak - Pokręciłam głową niedowierzająco.
-Nie - Powiedziałam stanowczo.
-Boisz się mnie? - Na jego ustach pojawił się seksownych uśmieszek. Parsknęłam, odwracając się od niego i ruszając przed siebie.
-Chciałbyś co? - Rzuciłam na odchodne, ale on nie poddawał się. Szybko mnie dogonił i zaczął iść obok, wciąż wpatrując się we mnie swoimi zielono złotymi oczami.
-A może wręcz przeciwnie? - Odpowiedź pytaniem na pytanie nie wróżyła nic dobrego...
-Mogę uznać, że mnie prześladujesz - Szepnęłam , wpatrzona w horyzont. Słońce prawie już zaszło dzięki czemu niebo oblane było wieloma odcieniami różu i pomarańczy.
-Czemu nie? Lubię uchodzić za niebezpiecznego - Zerknęłam na niego przelotnie. Wciąż się uśmiechał. Zatrzymałam się i spojrzałam na niego z zaciętą miną.
-Może nie musisz uchodzić za niebezpiecznego, bo niebezpieczny już jesteś? - Także się zatrzymał, a uśmiech z jego twarzy znikł. Oblizał usta i wbił we mnie przenikliwe spojrzenie.
-Czemu tak uważasz?
-Wnioski same się nasuwają.
-Wnioski mogą być błędne nie uważasz? - Odwróciłam wzrok, szukając jakiś słów.
-Być może, ale...
-Ale co? Prawie mnie nie znasz i uważasz, że jestem groźny? - Na chwilę odebrało mi mowę. Co on chciał udowodnić? Zagryzłam wargę speszona.
-Sam powiedziałeś, że kogoś podpaliłeś. To chyba mówi samo za siebie.
-Znasz tylko mały, nędzny kawałeczek całej historii - Głowa bolała mnie coraz mocniej, a ta rozmowa sprawiała, że czułam się coraz mniej pewnie. Nogi uginały się pod ciężarem mojego ciała, jakbym ważyła z tone.
-Ale moim zdaniem znaczący.
-Właśnie, twoim zdaniem. Dopuszczasz do siebie, że może jest zupełnie inaczej niż ty myślisz? Namalowałaś sobie w tej ślicznej główce idealny świat, który idealny wcale nie jest - Zerwał się silny wiatr, a liście, które zaczęły już powoli spadać z drzew, zawirowały u naszych stóp. Głośno przełknęłam ślinę i spojrzałam na niego pewnie. Iskierki irytacji tańczyły w jego oczach.
-Nie wiesz, jaki świat maluje się w mojej głowie - Mój głos brzmiał tak słabo, jak i pewnie.  Przymknął oczy i uśmiechnął się delikatnie.
-No jasne - Powiedział to bardziej do siebie niż do mnie. Pochylił się w moją stronę i schował zbłąkany kosmyk moich włosów za ucho - Do zobaczenia - Szepnął i odszedł w przeciwną stronę. Stałam wpatrzona w jego plecy. Co to do kurwy nędzy miało być?
-Cora! - Usłyszałam za sobą piskliwy głos Sary. Przybrałam, jak najbardziej obojętny wyraz twarzy i odwróciłam się do niej.
-Wracam do domu - Oznajmiłam za nim zdążyła coś powiedzieć.
-Słyszałam co zrobiła Angela i chciałam zobaczyć, jak się czujesz...
-W porządku. Jest dobrze - Przerwałam jej zmęczona.
-Nie wierzę, że mogła to zrobić! Co za durna idiotka! Mogła cie zabić - Pokiwałam głową, kładąc jej dłoń na ramieniu.
-Sara jest dobrze, ale chcę już wrócić do domu. Ty zostań i baw się z Bradem, a jutro mi wszystko opowiesz, dobrze? - Westchnęła, wywracając oczami.
-Ale nie zemdlejesz po drodze?
-Dam sobie rade. Na prawdę - Ucałowałam ją w policzek i odeszłam. Wzięłam głęboki wdech i wyrzuciłam Isaaca z głowy. On nie był teraz ważny. Ważne było to, jak miałam zemścić się na Angeli. Upokorzyła mnie, a ja nie dam sobą pomiatać nigdy więcej.


Co myślicie o takim szablonie? Ten czy inny? :)

wtorek, 27 sierpnia 2013

Rozdział 3

To, że miałam chodzić ze swoim śmiertelnym wrogiem do jednej klasy, wydawało mi się śmieszne i żałosne. Co za piękne zrządzenie losu. Zastanawiało mnie tylko jedno. Czy on wie kim jestem? Miałam wielką nadzieje, że nie. Byłabym wtedy na prowadzeniu, zawsze o jeden krok przed nim. Nie znałam Isaaca zbyt dobrze, wprawdzie w ogóle, ale czułam, że jest zagrożeniem, które należy, jak najszybciej zlikwidować. Oczywiście nie chodziło mi o zabicie go. O to, to nie. Miałam spokojną duszę, nie chciałam nikogo uśmiercać. Musiałam znaleźć sposób, by go się pozbyć. Przecież nie mogę czuć się nieswojo we własnej szkole. To było dosyć głupie. Tak planując i rozmyślając, krążyłam po pokoju ze słuchawkami w uszach. Jeżeli waszym zdaniem, jako córka Szatana powinnam słuchać metalu bądź rocka, jesteście w błędzie. Lubię różne rodzaje piosenek. Ważne by miały przekaz. Zawiodłam was? Przykro mi. Mówiłam, że świat nie jest taki jaki się wydaje na pierwszy rzut oka. Zawsze trzeba szukać głębiej. Zatrzymałam się, gdy telefon na biurku zaczął wibrować. Przez chwile wpatrywałam się w komórkę, jakbym nie wiedziała co zrobić, jednak po chwili podniosłam urządzenie zerkając na wyświetlacz. Sara. Gdy miałam wcisnąć zieloną słuchawkę przed oczami zamigotały mi niewyraźnie obrazy, a w uszach rozbrzmiał szum jakiejś rytmicznej melodii. Urywany śmiech i ciche jęki. Sara, ja, Angela... Wiele twarzy. Zamazanych trudnych do odczytania. Ostatnia scena to czyjś uśmiech. Szeroki, szyderczy, złowrogi... Wizja zniknęła, a telefon w moich reku umilkł, by znów po chwili zacząć wibrować. W moje głowie, jak zwykle pojawiło się milion pytań: O co chodziło? Co robiła tam Angela? Czyj był to uśmiech? Odebrałam połączenie, a w słuchawce rozbrzmiał pisk.
-Kochana ile razy można do ciebie dzwonić...?
-Ale...
-Nie przerywaj mi złociutka - Zaśmiałam się cicho pod nosem - Posłuchaj mnie uważnie. Cokolwiek robisz rzuć to i zacznij się szykować. Idziemy na imprezkę! - Wykrzyczała to tak głośno, że musiałam odsunąć telefon od ucha by nie ogłuchnąć.
-Jaką znowu imprezę?
-Czy ty zawsze musisz zadawać tyle pytań? U Brada. Zaprosił prawie całą szkołę więc, jak się tam nie pokażemy będziemy skończonymi frajerkami. Nawet nie zaprzeczaj.
-No nie wiem - Zawahałam się. Nie byłam szczególną duszą towarzystwa. Tak wiem, nudziara ze mnie, ale co poradzić? Już taka jestem.
-Nie, nie Cora. Ty dobrze wiesz, że pragniesz tam być, więc się ruszaj. Wpadnę po ciebie o dziewiątej. Papa, buziaczki kochana - I rozłączyła się. Rzuciłam telefon na łóżko i niepewnie spojrzałam w lustro. Już wiedziałam, że wizja dotyczyła imprezy. Stanie się na niej coś złego. Zamknęłam oczy i wzięłam głęboki wdech. Musiałam tam być. Dla przyjaciółki. Mimo wszystko. Otworzyłam szeroko drzwi szafy w poszukiwaniu czegoś co nadawałoby się na taką okazje.
Padło na  zwiewną sukienkę w kolorze indygo, która podkreśla kolor moich oczu. Drapowania w okolicach dekoltu sprawiały, że mój biust stawał się większy. Obcasy jeszcze bardziej wysmukliły moje szczupłe nogi, a upięte włosy odsłoniły długą szyje. Punkt dziewiąta przed domem była już Sara, siedząc w swoim srebrnym lexusie. Zbiegłam po schodach na dół do salonu, gdzie jak zwykle mama siedziała opatulona w koc z książką w ręku.
-Wychodzę - Powiedziałam stojąc w progu z niewinną minką. Mama spojrzała na mnie pytająco z nad książki.
-Gdzie?
-Na imprezę do Brada - Wzruszyłam ramionami, jakby to było oczywiste.
-Mogłaś mnie uprzedzić - Powiedziała z wyrzutem.
-Wiem, ale Sara niedawno mnie o tym poinformowała. Proszę nie złość się i daj mi po prostu wyjść.
-Cora to, że nie jesteś w pełni człowiekiem nie oznacza, że nie będę cie tak traktować...
-Mamo daj spokój. Idę z twoim pozwoleniem czy też nie. Pa. Nie czekaj na mnie - Z tymi słowami wybiegłam z domu. Nie wiem czemu ona była tak nadopiekuńcza. Przecież umiałam sobie radzić. Nie byłam małym dzieckiem.
-Co mu odbiło żeby urządzać imprezę w środku tygodnia? - Spytałam przyjaciółki, wsiadając do auta.
-Jego rodzicie wyjechali, więc no... A po za tym czy to ważne?
-Raczej - Spojrzałam na nią spod przymrużonych powiek.
-Narzekasz. Taka dziewczyna, jak ty powinna imprezować codziennie.
-Jasne, a potem skończyć na odwyku - Wywróciła oczami, dociskając pedał gazu. Nie była osobą przestrzegającą jakichkolwiek nakazów i zakazów. Dziwiłam się więc dlaczego nie odebrali jej jeszcze prawa jazdy. Muzykę z domu Brada słychać było na końcu ulicy.Naprawdę zaprosił całą szkołę. Wszędzie widziałam znajome twarze.  Na trawniku mimo wczesnej pory leżało już kilku zapijaczonych chłopaków. Całym dom cuchnął piwem i trawką. Weszłam do kuchni i chwyciłam jeden z plastikowych kubeczków wypełniony złocistym płynem. Pociągnęłam łyk i ruszyłam dalej. Sara szukała Brada, a ja rozglądałam się po domu. Czasem przystawałam, by wymienić ze znajomymi kilka słów, ale nie były to zbyt interesujące rozmowy.Wdrapałam się po schodach na górę gdzie moich uszu dotarła czyjaś kłótnia.
-Nie rozumiem co zrobiłam źle. Co ona ma czego ja nie? - Zrozpaczony głos Angeli dobiegł z jednego z pokoi.
-Masz wszystko co trzeba, ale...
-Ale co?!
-Znudziłaś mi się - Prychnęłam stając koło drzwi.
-Jesteś dupkiem!
-Przykro mi skarbie - Z tymi słowami miałam odejść, ale Angela z cichym łkaniem w tym samym momencie otworzyła drzwi. Gdy mnie dostrzegła szybko otarła łzy i spojrzała na mnie ze złością.
-Podsłuchiwałaś dziwko? - Warknęła, robiąc krok w moją stronę. Wzruszyłam ramionami, cofając się.
-Może - Jednym ruchem wytrąciła mi kubek z ręki. Jego zawartość rozlała się po podłodze robiąc niewielką kałuże.
-Masz tak nudne życie, że musisz interesować się cudzym?
-Twoje marne życie lalki barbie mnie nie interesuje - Uśmiechnęłam się złośliwie, a blondynka zrobiła się cała czerwona.
-Ty suko! - Chciała wymierzyć mi policzek, ale w ostatniej chwili złapałam jej rękę.
-Kochaniutka zwinna jesteś - Zza pleców Angeli wyszedł Mat uśmiechając się szeroko - W łóżku też można się z tobą tak zabawić? - Uniosłam brwi, posyłając mu kpiące spojrzenie.
-Nazwij mnie jeszcze raz kochaniutką, a zepchnę cie ze schodów palancie - Powiedziałam cicho. Chłopak zaśmiał się i odszedł. Wciąż trzymając rękę blondynki zwróciłam się do niej - Nie zgrywaj księżniczki, bo źle no tym wyjdziesz - Puściłam i odwróciłam się chcąc zejść na dół, ale poczułam jak dziewczyna mocno szarpnęła mnie za włosy, a potem pchnęła. Chciałam złapać równowagę, ale na marne. Stoczyłam się ze schodów niczym kłoda drewna. Usłyszałam czyjś krzyk i nagle rozległo się wiele szeptów. Oczy wszystkich były skierowane na mnie. Zebrałam się z podłogi na chwiejnych nogach i spojrzałam na Ang stojącą u szczytu schodów. Patrzyła na mnie wielkimi oczami z przerażenie - Chciałaś mnie zabić idiotko? - Wysyczałam, posyłając jej wściekłe spojrzenie.
-Ja... Boże...
-Zamknij się! - W głowie zaczęło mi wirować, a obraz stawał się rozmazany. Oparłam się o ścianę ciężko oddychając. Może byłam pół aniołem, ale czyniło to ze mnie także pół człowieka, przez co na pewno nie byłam nieśmiertelna. Ktoś dotknął mojego ramienia w czułym geście.
-Dobrze się czujesz?

Liebster Award

Zostałam nominowana przez Vessna. Dziękuje bardzo :)

„Nominacja do Liebster Award jest otrzymywana od innego blogera w ramach uznania za „dobrze wykonaną robotę” Jest przyznawana dla blogów o mniejszej liczbie obserwatorów, więc daje możliwość ich rozpowszechnienia. Po odebraniu nagrody należy odpowiedzieć na 11 pytań otrzymanych od osoby, która Cię nominowała. Następnie Ty nominujesz 11 osób (informujesz je o tym) oraz zadajesz im 11 pytań. Nie wolno nominować bloga, który Cię nominował.'' 


1. Czemu piszesz?

To moje hobby. Ucieczka od realnego świata. Tworze swoją własna rzeczywistość, do której w każdej chwili mogę się przenieść.

2. Jakie jest twoje największe marzenie?

Wydać książkę, w której każdy znajdzie coś dla siebie.

3. Bez jakiej rzeczy nie mógłbyś/mogłabyś sobie w życiu poradzić?

Czy w ogóle taka rzecz jest? Chyba nie. Raczej bez kogo bym sobie nie poradziła. Nie ważne są rzeczy w naszym życiu, a ludzie którzy nas otaczają.

4. Słuchasz muzyki podczas pisania? Jakiej?

Oczywiście. Muzyka inspiruje. Z reguły słucham wszystkiego. Pisząc wybieram taką, która motywuje mnie i sprawia, że wiem o czym mam napisać od rapu po klasykę.

5. Jest coś, czego nie możesz udowodnić, a w co mimo to wierzysz?

Nie chyba nie ma czegoś takiego.

6. Co poprawia ci humor?

Dobra książka,  miłe towarzystwo, rozmowa z kimś bliskim.  Fajna piosenka, chwila ciszy. Drobnostki, błahostki. Wiele tego.

7. Odnajdujesz głębszy sens w czytaniu książek? Czy może są tylko odpoczynkiem od świata? 

Oczywiście. Książki wiele nas uczą. Nie ważne o czym są, zawsze znajdziemy w nich jakąś naukę.

8. Kim – jako dziecko – chciałeś/chciałaś być, kiedy dorośniesz?

Archeologiem:) 

9. Istnieje coś poza materią?

Możliwe.

10. Co zmieniłbyś/zmieniłabyś w swoim życiu?

Jedyne co bym chciała zmienić to siebie. 

11. Lubisz placki?

A kto nie lubi? :)


Nie mam jedenastu osób by nominować, ale na to zasłużyła na pewno :



Pytania :)

1. Pięć najlepszych książek, jakie przeczytałaś?
2. Jaka piosenka najczęściej leci w twoich słuchawkach? 
3. Lubisz deszcz?
4. Masz takie miejsce, w którym najlepiej ci się myśli?
5. Prócz pisania masz jeszcze jakąś pasje?
6. Jesteś tolerancyjna?
7. Na jakim filmie ostatni raz byłaś w kinie?
8. Gdybyś dostała bilet w jedną stronę do dowolnego kraju, pojechałabyś? Jeżeli tak to gdzie? Jeżeli nie to, dlaczego?
9. Czy istnieje raj na ziemi?
10. Gdybyś mogła sprawić, że jeden książkowy bohater pojawi się u ciebie w domu, który bohater by to był?
11. Co cenisz w opowiadaniach?


piątek, 9 sierpnia 2013

Rozdział 2

Była pora na lunch, a ja siedziałam przed szkołą, pod wielkim drzewem z zeszytem na kolanach i jabłkiem w ręku.  Przyglądałam się swojemu rysunkowi, który był przerażająco realistyczny. Isaac stał po środku polany, oświetlonej jedynie blaskiem księżyca. Jego białe skrzydła był rozpostarte. Patrzył wprost na mnie, a na jego idealnych ustach błądził tajemniczy uśmiech. Miał na sobie tylko nisko opuszczone na biodrach czarne jeansy.  Nagie stopy wbite były w ziemie, jakby z niej wyrastał. Wiedziałam jedno. Nie jest taki, jak ja. Rysunek uważałam, jako wizje. Czasem zdarzało się, że rysowałam coś co później się wydarzyło.
-Wolisz samotność - Na dźwięk tych słów z piskiem podskoczyłam do góry. Oderwałam wzrok od kartki i utkwiłam go w Isaacu.
-To pytanie czy stwierdzenie? - Spytałam oschlej niż zamierzałam.
-Stwierdzenie - Usiadł obok mnie, wyciągając przed siebie długie nogi. - Co tam masz? - Spojrzał mi przez ramie, ale szybko zamknęłam zeszyt.
-Czemu tak uważasz? - Posłałam mu karcące spojrzenie, na co on się szeroko uśmiechnął. Tak miał zniewalający uśmiech. Wzruszył ramionami, krzyżując ręce za głową.
-Wszyscy są na stołówce, a ty tu. Sama.
-Musiałam coś zrobić. A ty?
-Czy lubię samotność? Czasa...
-Nie- Przerwałam mu - Co tu robisz? - Oblizał wargi i zerknął na mnie spod przymrużonych powiek.
-Jak masz na imię?
-Nie odpowiedziałeś na moje pytanie - Zaśmiał się, zamykając oczy.
-Chciałem zaczerpnąć świeżego powietrza - Uniosłam brwi do góry. - Więc?
-Cora - Uśmiechnął się.
-Ładnie.
-Od dawna mieszkasz w Atlancie?
-Pół roku.
-O co chodziło profesorowi? - Zmarszczył czoło, otwierając oczy. - Na angielskim.
-O to, że wylali mnie z poprzedniej szkoły.
-Za co? - Znów oblizał wargi i wstał.
-Podpalenie - Spojrzałam na niego niedowierzająco.
-Podpaliłeś szkołę?
-Nie. Ucznia - Powiedział i odszedł. Patrzyłam w ślad za nim z rozdziawioną buzią. Żartował. Przekonywałam samą siebie, ale dobrze pamiętałam wyraz jego oczu, gdy to mówił. Był szczery, ale wyrzuty sumienia go nie dręczyły. Jeszcze raz spojrzałam na swój rysunek i przebiegł mnie dreszcz. Kim jesteś Isaac?

-Wróciłam! - Krzyknęłam wchodząc do domu. Rzuciłam torbę na krzesło stojące obok drzwi i podreptałam do salonu.
-Jak było? - Mama siedziała na czarnej kanapie w biało szarym pomieszczeniu z książką w ręku.
-Dobrze - Usiadłam na przeciw niej na kanapie, kładąc nogi na jej kolana - Mamy nowego ucznia w klasie.
-Tak? - Spojrzała na mnie z nad książki z ciekawością.
-Nazywa się Isaac.
-Ciekawe imię.
-Nie tylko jego imię jest ciekawe.
-Nie rozumiem...
-Poczekaj. Zaraz ci coś pokaże - Wstałam i poszłam po swoją torbę. Wygrzebałam z niej swój nieśmiertelny zeszyt i podstawiłam go przed jej oczy.
-To on? - Kiwnęłam głową. Głośno przełknęła silne i odłożyła książkę na szklany stolik.
-Może to tylko twoja wyobraźnia?
-Nie - Zaprzeczyłam. - Jestem pewna, że jest z nim coś nie tak.
-Kochanie, ja nie mogę ci pomóc. Jestem tylko człowiekiem.
-Oznacza to idź spytać ojca? - Uśmiechnęła się niewinnie. Wiedziałam, że bardzo jej ciężko mimo to kochała nas. Tęskniła za tatą. Brakowało jej go tu, ale jej miłość nie słabła. - No cóż to chyba nie mam wyboru. Wbiegłam po schodach i skierowałam się do swojego pokoju. Stanęłam przed lustrem i wyobraziłam sobie, że otwiera się przede mną portal. Tafla szkła zamigotała. Zrobiłam krok w jego stronę i już po chwili stałam w holu zamku szatana. Szybkim krokiem przemknęłam korytarzem do jego biura. Delikatnie otworzyłam ogromne drzwi i weszłam do środka. Tak na prawdę jego biuro było ogromną biblioteką. Wszystkie książki napisały anioły, które postanowiły dołączyć się do ojca. Siedział on za swoim biurkiem, grzebiąc w papierach. Tak w piekle też jest papierkowa robota.
-Hej tato - Przywitałam się podchodząc do niego.
- Witaj - Powiedział radośnie - Nie spodziewałem się ciebie tu.
-Muszę z tobą porozmawiać - Oparłam się łokciami o jego ramiona. Skrzydła miał schowane, choć tak bardzo lubiłam je oglądać.
-O co chodzi kochanie? - Położyłam na biurku swój zeszyt z rysunkiem Isaaca.
-To nowy uczeń. Mam do niego złe przeczucie - Spojrzał na mnie uważnie.
-Czujesz się przy nim nieswojo.
-Tak. Jakby coś było z nim nie tak - Westchnął ciężko.
-Najwyraźniej nasz przyjaciel ma więcej niż jednego syna.
-Chce mi powiedzieć, że Isaac to...?
-  Syn Boga.

czwartek, 8 sierpnia 2013

Rozdział 1

Jeszcze tylko jedna kreska i będzie gotowe. Chwyciłam mocniej ołówek i przytknęła go do kartki...
-Cora!
-Niech to szlag! Co?! - Spojrzałam na swój rysunek. Przez całą stronę biegła długa krzywa linia. Wyrwałam kartkę z zeszytu i wyrzuciłam ją do kosza.  Nigdy nie uda mi się go skończyć.
-Spóźnisz się do szkoły! - Wywróciłam oczami i wstałam od biurka. Kto to słyszał żebym ja musiała chodzić do szkoły. Jestem córką szatana, a i tak nie może ominąć mnie nędzne życie nastolatka. Tak, dobrze przeczytaliście. Córka szatana. Nic mi się nie pomyliło, ani nie jestem wariatką. Wychowywałam się z wiedzą, że nie jestem zwykłym dzieckiem. Lubie to, że jestem inna.  Nie jestem zimną suką, która szydzi ze wszystkich. Wszystko jest inne niż wam się zdaje. Piekło wcale nie jest nieskończoną otchłanią cierpienia, ani niebo nie jest rajem dla dusz. To wszystko bajeczka. Plotka, którą Bóg - Co to w ogóle za imię? -  rozniósł po świecie, by zemścić się na moim tacie. Nienawidzą się. To fakt, ale żaden z nich nie jest ucieleśnieniem dobra, ani zła. Zdziwilibyście się co Bożek wyprawia. Podniosłam z podłogi swoją torbę i przejrzałam się w lustrze. Mój ojciec to anioł, który stał się władcą. Ja jestem pół aniołem. Nie mam skrzydeł. Odebrali mi je, gdy się urodziłam. Mam się nie wyróżniać z tłumy. To kim jestem jest wielką tajemnicą. Straciłam skrzydła, ale zachowałam urodę. Bez wyrzutów sumienie mogę przyznać, że jestem ładna, jak na anioła, pół anioła przystało.  Długie brązowe włosy, falami opadały na moje wąskie ramiona. Moje szaroniebieskie oczy były duże, a okalały je gęste wachlarze rzęs. Wydatne, pociągające, perłowe usta i idealne zęby. Moja nieskazitelna skóra  zaróżowiona była na policzkach. Byłam ładna, ale nie stawiałam się wyżej niż innych. Miałam może cięty język i czasem wredne spojrzenie, ale to tylko pozory. Tak naprawdę jestem przyjazną osobą. Wzięłam głęboki wdech i zbiegłam na dół. Mama stała przy drzwiach z szerokim uśmiechem. Nie mieszkaliśmy w piekle. O nie. Odwiedzamy czasem tatę, ale nigdy się tam nie przeprowadzimy. Nasze miejsce jest na ziemi. Tu w Atlancie.
-Skarbie mogłabyś czasem się pośpieszyć - Powiedziała, chwytając kosmyk moich włosów i chowając go za ucho.
-Jasne. Postaram się.
-No dobrze nie zatrzymuje cie. Leć - Pocałowała mnie w czoło i otworzyła przede mną drzwi.
-Kocham cie - Powiedziałam na pożegnanie i wyszłam na zewnątrz. Mieszkaliśmy w niewielkim domku w stylu wiktoriańskim , niedaleko ogromnego parku, w którym zawsze było głośno od śmiechu dzieci. Przecznicę dalej mieszkała moja przyjaciółka Sara. Nie wiedziała kim jestem, czasem trudno mi było wytłumaczyć wiele rzeczy, ale nie mogłam jej powiedzieć. Nie ważnie jak bardzo ją kochałam. Opierała się plecami o drzewa stojące tuż przed jej domem, a obok niej stał jej młodszy brat Henry.  Na mój widok uśmiechnęła się szeroko, machając mi energicznie. Odwzajemniłam uśmiech i podeszłam do niej i Henrego, którego zmierzwiłam po rudobrązowych, kręconych włosach, jak siostra.
-Hej! Precz z tymi łapami - Krzyknął zdenerwowany, ale ja tylko szerzej się uśmiechnęłam. Uwielbiałam go denerwować.
-Idziemy? - Spytała Sara, chwytając mnie za rękę. - Chodź gamoniu - Warknęła na brata, mierząc go ostrym spojrzeniem. Tak kochali się. - Gdzie zniknęłaś na weekend? Byłam u ciebie, dzwoniłam i nic - Spojrzała na mnie pytająco. Oczywiście miałam przygotowaną już odpowiedź.
-Mama wpadła na pomysł, by pojechać za miasto. Nie było tam zasięgu. Przepraszam, ale nawet nie miałam kiedy ci o tym powiedzieć - Spochmurniała na chwilę, ale zaraz jej oczy zabłysły radośnie z podekscytowaniem.
-No cóż, żałuj bo przegapiło cie parę ciekawych rzeczy.
-Jakich? - Uśmiechnęła się do mnie tajemniczo.
-Brad i ja się w końcu umówiliśmy! - Pisnęła.
-Nie gadaj - Kiwnęła głową.
-I to nie wszystko. Byliśmy w kinie, a tam  patrze Angela i Mat. Kłócą się. Okazało się, że zerwali ze sobą - Udałam zdziwienie. Tak na prawdę wiedziałam, że zerwą ze sobą, jakiś miesiąc wcześniej. To był jeden z moich anielskich darów. Widziałam pobliską przyszłość. Zazwyczaj było to zagmatwane i musiałam się domyślać o co chodzi, jednak i tak było to przydatne.
-Nie wierzę, że nasza Barbie rzuciła Kena.
-Podobną ją zdradził.
-Łajdak - Posłała mi zdziwione spojrzenie - No co? Jest mi trochę jej żal.
-Nigdy cie nie zrozumiem. Jeździ po tobie równo, dopieka ci cały czas, a tobie jest jej żal? - Wzruszyłam ramionami. - Boże oświeć mnie - Spojrzała w niebo z błagalną miną. Zaśmiała się. Tak na pewno ją oświeci. Raczej karze gołębiowi narobić na jej głowę. Weszłyśmy do szkoły w tym momencie, w którym zadzwonił dzwonek. Razem chodziłyśmy do klasy, a naszymi pierwszymi zajęciami był angielski. Jak zwykle profesor Peeter był punktualny. Gdy weszłyśmy do klasy zgromił nas wzrokiem, ale nic nie powiedział, jego uwagę przykuł uczeń za nami.
-No proszę Isaac. Głośno jest o tobie w pokoju nauczycielskim. - Spojrzałam za siebie i zobaczyłam wysokiego, postawnego chłopaka. Na jego przystojnej twarzy migotał szyderczy uśmieszek.  Przeszedł mnie dreszcz niepokoju. Coś było z nim nie tak. Jego wzrok powędrował na mnie i uśmiech znikł. W jego oczach pojawił się dziwnych błysk, ale zaraz znikł.
-Jestem pewny, że mówi się o mnie same dobre rzeczy - Powiedział chłopak, zerkając na nauczyciela.
-Żebyś się nie zdziwił - Głos profesorka brzmiał nieprzyjaźnie. Nie był może zbyt sympatyczny, ale teraz brzmiał, jakby mimo tego, że dopiero poznał Isaaca, już go nienawidził. Zajęłam swoje miejsce obok przyjaciółki, wciąż obserwując nowego ucznia. W mojej głowie pojawiło się milion pytań. Dlaczego? Przecież oprócz niesamowitego wyglądu nie wyróżniał się niczym. Na szatana, może on był taki, jak ja? Tylko czemu nic mi o tym nie wiadomo?
-Niezłe ciacho - Moje przemyślenia przerwała Sara. - Podobasz mu się.
-Co? Skąd wiesz? - Uśmiechnęła się do mnie.
-Ciągle na ciebie patrzy.
-To nic nie oznacza.
-Mów sobie co chce, ja wiem, że już na ciebie leci maleńka - Kopnęłam ją w nogę pod ławką. - Au! -Zasyczała, posyłając mi wściekłe spojrzenie.
-No co? - Spytałam niewinnie.
-Kiedyś wydrapie ci te piękne oczka.
-Ach, te twoje obietnice - Zaśmiała się cicho. Otworzyłam swój zeszyt i zamiast słuchać nauczyciela zaczęłam rysować. Rysować Isaaca ze skrzydłami. Białymi niczym puch.

Prolog

Za oknem prószył śnieg. Biały delikatny puch. W kominku skakały płomienie, a w powietrzu unosił się zapach cynamonu. May leżała pod grubym kocem na kanapie, trzymając w jednym ręku książkę, a w drugim parujący kubek. Nie sypiała nocami. Nie mogła. Gdy zamykała oczy wciąż słyszała ten głos. Przywoływał ją. To był jej pierwszy rok bez rodziców. Zginęli w wypadku. Rozpędzony samochód nie zatrzymał się na światłach. Pocieszająca była jedynie myśl, że umarli razem, bo katorgą dla jednego byłoby żyć bez drugiego.  To wszystko zaczęło się właśnie tamtego dnia. May siedziała w ukochanym fotelu taty czytając gazetę, gdy do drzwi zapukała policja. Była załamana, zrozpaczona. Płakała, krzyczała. Błagała, by to nie było prawdą. Znienawidziła Boga za wyrządzoną jej krzywdę i wtedy pierwszy raz go usłyszała. Powiedział, że odwiedzi ją, a ona czekała. Minął rok, a ona wciąż czekała. Bała się tego, że zwariowała, ale w głębi duszy wiedziała, że on istnieje. Przybędzie i zabierze ze sobą  smutek. Gdy doszła do momentu gdzie Leo miał pocałować Monic pierwszy raz usłyszała głuchy huk. Oderwała oczy od książki i rozejrzała się po salonie, oświetlonym tylko jedną lampką i ogniem z kominka. Odstawiła kubek i wstała z kanapy. Owinęła się kocem i podeszła do okna. Odsunęła firankę i wyjrzała na zewnątrz. Zauważyła cień. Jej serce przyśpieszyło boleśnie. Stał obok wierzby, na której zawieszona była huśtawka, na której, gdy była mała bujał ją ojciec. Wołał ją. Zrzuciła koc na podłogę i wybiegła na zewnątrz. Nagie stopy uderzyły o śnieg. Jej ciemno brązowe włosy przykleiły się do bladej twarzy. Źrenice niebieskich oczu znacznie się powiększyły. Zimna para wydobywała się z jej usta, ale ona nie zwracała na to uwagi. Biegła dotąd, aż nie wpadła w jego silne ramiona. Z jego pleców wyrastały ogromne czarne skrzydła, którymi ją objął, by zapewnić jej ciepło.
-Czekałam na ciebie - Wyszeptała, wpatrując się w jego oczy. Czarne niczym dwa węgielki. 
-Wiem - Odgarnął do tyłu kosmyk jej mokrych włosów.
-Kim jesteś?
-Nazywam się Lucyfer - Po plecach przebiegł jej dreszcz. Wiedziała, że jej nie skrzywdzi. 
-Dlaczego akurat ja?
-Twój krzyk dobiegł moich uszu. Twoja rozpacz raniła moje serce. Jestem tu dla ciebie May - Powiedział to i złożył pocałunek na jej rozchylonych ustach.